„Alicja w Krainie Czarów” Lewis Carroll – wydanie Wilgi
Aż do niedawna „Alicja w Krainie Czarów” była dla mnie książką stosunkowo ciężkostrawną. Sporo symboliki, niejasne wydarzenia i przesadna magiczność świata jakoś mnie odpychały. Kiedy w moje ręce trafiła dziecięca wersja książkowego poprzednika, nastawienie miałem mocno sceptyczne. Pierwszy kontakt z książką zaskoczył mnie szalenie wysoką jakością wydania, jednak moje wątpliwości co do treści pozostały. Cóż jednak na temat bajek może powiedzieć taki stary piernik jak ja? Na testy zaprosiłem młodego. Wynik był dla mnie bardzo zaskakujący.
– Maamooo… – podchodzi do mnie Alek – znaczy Taatooo – reflektuje się.
– Słucham.
– Esteś dobym puchazem, pjawda?
– Kim? – pytam zdumiony
– No puchazem! Musis mi ugotować!
– Aha! Kucharzem! – walę się prawicą w potylicę – a co Ci ugotować?
– Take ciasto.
– Hm, ja nie jestem pewien czy potrafię. Masz ochotę na coś słodkiego?
– Nie, tata! – no tak, jaki ja jestem niedomyślny – Ce być duzy, taaaaki duzy!
Już jakiś czas temu zauważyłem, że bez względu na to co ja myślę o danej bajce, Aleks może mieć zupełnie odmienne zdanie. Tak też jest w tym wypadku. Okazuje się, że „Alicja” jest na topie, jako wieczorna czytanka, już od wielu, wielu dni. Czytamy sobie razem po kilka stron i mimo wielokrotnego jej ukończenia, wciąż zaczynamy od nowa. Język jakim książka jest napisana, trafia do małego uszka i czaruje czymś zupełnie mi niezauważalnym. Nie ma przydługich opisów, całość napisana jest jasno i sporo jest dialogów – może to właśnie jest klucz, do obudzenia zainteresowania w młodym czytelniku. Maksymalnie interaktywna zawartość również ma niebagatelny w udział we wciąganiu dziecka w czytaną historię.
Niewątpliwie największą zaletą „Alicji” jest fenomenalne wydanie. Na każdej stronie coś się dzieje. Można otwierać drzwiczki, „znikać” i „pojawiać” kota, „rosnąć” lub „maleć” Alicję czy szukać ukrytych elementów na ilustracjach. Książka jest jedną z najpiękniejszych jakie widziałem, a co najważniejsze na młodym czytelniku robi podobne wrażenie. Testowałem ją na 3 i pół letnim chłopczyku i 7 letniej dziewczynce – efekt nieodmiennie przyciągał ich uwagę na długo.
– Taaatooo…
– Słucham.
– Co kombinujes?
– Ja? Nic. Zupełne nic.
– Estes gzecny?
– Tak.
– Na pewno?
– Oczywiście!
– No, mas scenscie!
„Alicja w Krainie Czarów” rządzi! Ma wszystko to, co powinna posiadać idealna książeczka dla dzieci. Wszędzie się coś rusza, wyskakują trójwymiarowe elementy, tu coś się otwiera, tam jest jakaś ciekawostka, a najważniejsze, że wszystko to zostało wykonane w miarę dziecioodpornie (mój egzemplarz trzyma się dzielnie). Tekst nie ustępuje jakością wykonaniu i wciąga do Krainy Czarów niczym „wsysacz” (zapożyczenie od pewnego przedszkolaka). Gruba, miękka okładka domyka udanej całości. Cóż jeszcze mogę dodać? Pozycja ta będzie idealnym prezentem w Mikusiowym worku. Polecam i głową ręczę, że się spodoba.
Gorąco polecam i zalecam!
Wydawca: Wilga
Ilość stron: 24
Data wydania: sierpień 2011
Moja ocena: czary – mary stosowane!
PS. Więcej zdjęć „ze środka” znajdziecie na stronie wydawnictwa.