Posts Tagged ‘ indianie ’

„Rekonkwista” Marcin Wolski

Jak bardzo tom drugi, może różnić się od poprzedniego? Na to ciekawe pytanie, prawdziwą odpowiedź daje dopiero Marcin Wolski w „Rekonkwiście”. Od „Psa w studni”, czyli pierwszej części przygód Alfredo Derossiego, zmienia się praktycznie wszystko. Czas, miejsce akcji, większość bohaterów, sposób w jaki toczy się akcja – mógłbym tak długo wymieniać. Miałem pewne obawy, czy tak mało wspólnych punktów, utrzyma obie części jako spójna całość. Okazuje się, że w Wolskiego nie wolno wątpić, jego trzeba po prostu czytać.

Pierwsza część przygód Alda, pozostawiła go, we współczesnych nam czasach, ze śmiertelnym tętniakiem. Okazało się, że romantyczne przygody w XVII wiecznej Rossetinie, były halucynacjami wywołanymi przez chorobę (lecz czy aby nie na odwrót?). W „Rekonkwiście” nasz bohater, spokojny i szczęśliwie żonaty, leży w szpitalu XXI wieku, by poddać się eksperymentalnej operacji, mającej na celu uratowanie jego gasnącego życia. Nieoczekiwanie budzi się jednak już nie jako Aldo Gurbiani, a jako swoje alter ego Alfredo Derossi zwany il Cane. W Rosettinie mijają 2 lata. Większość przekonana jest o śmierci il Cane. Książę Ippolito – władca mini państewka, kiedy tylko dociera do niego informacja o przedziwnym zmartwychwstaniu Derrosiego, wydaje rozkaz jego pojmania. Jednak ktoś znacznie ważniejszy i bardzo wpływowy, ma w stosunku do naszego bohatera całkiem inne plany.

Fabuła „Rekonkwisty” mnie zachwyciła. To, co najbardziej drażniło mnie w pierwszej części, czyli motyw średniowieczny, tym razem wypadło genialnie. Wolski podkręcił tempo, dopracował język i wyszedł z akcją w świat. Efekt jest więcej niż zadowalający. Książka przypomina przygody Indiany Jonesa połączone trochę z McGyverem. Tempo nie zwalnia ani na chwilę. Najbardziej jednak, podobały mi się częste i niespodziewane zwroty akcji: zdrada, pułapki, szpiedzy – to tylko kilka z niespodzianek. Dzięki temu od książki po prostu nie sposób się oderwać.

Tłem akcji tym razem jest XVII Francja i Nowy Świat, dopiero co odkryty przez białego człowieka. Realia epoki oddane są niesłychanie starannie. Alfredo często spotyka na swej drodze sławy tamtej epoki jak i postacie fikcyjne, występujące w literaturze traktującej o tamtych czasach, że wymienię tylko kardynała Richelieu czy d’Artagnana. Wolski stara się każde zdarzenie, jakie ma miejsce na kartach powieści, odnieść do prawdziwej historii. Spowodowało to, że kilka razy odrywałem się od książki, by poszperać na google w poszukiwaniu jakichś informacji. Wielkie brawa dla autora, za próbę uwiarygodnienia powieści. Swoją drogą, czy to wszystko co Wolski zawarł w „Rekonkwiście”, to na pewno fikcja?

Nie potrafię odegnać myśli o podobieństwie „Rekonkwisty” do sagi Pilipiuka „Oko Jelenia”. W obu przypadkach mamy podróż w czasie i przygody w bardzo zgrabnie zrekonstruowanej przeszłości. Trzeba jednak przyznać, że Wolski bije na głowę imć Pilipiuka na każdym polu. Język jest ciekawszy, fabuła błyskotliwa i pełna nagłych zmian tempa a fantastyczne elementy, które w „Oku Jelenia” budzą ironiczny uśmieszek, u Wolskiego wpasowują się gładko w treść i nie rażą sztucznością.

„Rekonkwista” to drugi tom trylogii „Pies w studni”. Tom na tyle dobry, że bez ociągania sięgnę po część trzecią. Wolski zmienił wszystko, co zgrzytało w części pierwszej i stworzył świetne przygodowe science – fiction. Powieść polecam każdemu, kto lubi zanurzyć się w świat muszkieterów, dzikich Indian, piratów, Azteków i nieznanych krain z wielką tajemnicą w tle. Książka jest świetna, błyskotliwie napisana i czyta się ją błyskawicznie.

Recenzję tomu I, „Pies w studni” znajdziecie tutaj.

Polecam!

Wydawca: Supernowa

Ilość stron: 321

Data wydania: 2001

Moja ocena: 9/10

Recenzja opublikowana wcześniej na portalu Fantasy Book.

„Podróżnik WC” Wojciech Cejrowski

Są takie osoby, które albo się kocha albo nienawidzi – pośrednich stanów raczej brak. Do tej kategorii na pewno zalicza się nasz czołowy podróżnik Wojciech Cejrowski. Z książek jego autorstwa, bez wątpienia największą popularność zdobyły Gringo wśród dzikich plemion i Rio Anaconda. Oba te tytuły to pozycje typowo globtroterskie i niewiele można się w nich doszukać tak typowych dla pana Wojtka moralizatorstwa i uszczypliwych komentarzy na tematy niekoniecznie związane z opisywanym krajem. Wznowiony niedawno Podróżnik WC, takiej popularności może już niestety nie osiągnąć.

Pierwszą rzeczą jaka rzuciła mi się w oczy, jest pewnego rodzaju bałagan jaki panuje w książce. Zwiedzamy sobie Meksyk, czytamy o zwyczajach ludzi tam żyjących, odwracamy stronę i bach!, nagle jesteśmy w USA, albo w jakimś innym miejscu. Poprzednie dzieła Cejrowskiego (a raczej następne biorąc pod uwagę, ze mamy do czynienia z wydaniem drugim), są już zdecydowanie bardziej poukładane tematycznie. Podróżnika WC czyta się po prostu jak zbiór ciekawostek z wczesnych podróży autora. Nie przeszkadza to w odbiorze, jednak psuje trochę ogólne wrażenie.

Jako typowy konserwatysta, uwielbiam słuchać i czytać Cejrowskiego wszędzie i zawsze, jednak zdaję sobie sprawę, że są ludzie, którzy programy podróżnicze oglądają i książki czytają, ale już poglądów tego pana nie trawią. Ta grupa właśnie będzie miała z książką pewien problem. W przeciwieństwie do Gringo i Rio Anacondy, w Podróżniku można znaleźć sporo wtrąceń nie na temat w wykonaniu autora. Wymienię tylko takie elementy jak krytyka cywilizacji jako takiej, gloryfikacji ludzi zamieszkującej kraje Ameryki Południowej czy sporo wypowiedzi na tematy religijne i polityczne.

Ponarzekałem, a teraz pochwalę. Mimo tych drobnych wad, książkę czyta się po prostu wspaniale! Kiedy usiadłem z nią w niedzielę, musiałem skończyć w ten sam dzień – innej opcji nie było. Można marudzić, że Cejrowski wtrąca zdania od siebie, że marudzi na polityków czy Niemców, ale nie zmienia to faktu, że ten facet po prostu potrafi ciekawie pisać! Ciekawie i dowcipnie trzeba dodać. Uśmiałem się co niemiara, kiedy zdobywałem wraz z nim zaginione miasto. Przeżyłem chwile grozy podczas napadu w meksykańskim metrze… oj długo by pisać. Po prostu jest klimacik, a to dla mnie jest w książce rzecz bezcenna.

Słów kilka o wydaniu, bo to sprawa warta podkreślenia. Ludzie, którzy mieli styczność z dwoma poprzednimi (następnymi) książkami Cejrowskiego, wiedzą jak się sprawa ma z jakością. Twarda okładka – nie twardawa, czy półtwarda jak to ostatnio czasami bywa, ale TWARDA i gruba. Na jej wewnętrznej stronie znajdziemy mapki. Całość drukowana jest na bardzo dobrej jakości kredowym papierze. Ilość zdjęć i ich jakość jest klasą samą w sobie. Cena okładkowa książki to 41 zł. Dużo, ale w tym wypadku naprawdę warto – chociażby dla samych zdjęć.

Nie będę się już dłużej rozpisywał. Czas na podsumowanie. Podróżnik WC to książka trochę nierówna. Z jednej strony nieco osobista, sporo w niej prywaty i nieco chaosu, jednak z drugiej strony znajdziecie w niej to, co w Cejrowskim najlepsze: wspaniałą opowieść o podróżach i egzotycznych krajach, o miejscach, które pozostaną na zawsze dla nas niedostępne, o kulturach, które być może już nie istnieją, o ludziach, którzy być może przy nas nigdy by się tak nie otworzyli, o… każdy znajdzie w niej na pewno coś unikatowego i wartościowego dla siebie, a może (jak sugeruje sam autor) popchnie ona kogoś do „wstania z fotela” i wyruszenia na podbój egotycznych krain.

Teraz pozostaje mi tylko polować na Wojtka Cejrowskiego, bo cholera, to jedyna jego książka w moich zbiorach, której jeszcze mi nie podpisał!

Polecam gorąco!

Wydawca: Bernardinum

Ilość stron: 256

Data wydania: grudzień 2010

Moja ocena: 9/10

[EDIT] W pierwszej wersji recenzji, nieopatrznie użyłem określenia „homofob” w stosunku do własnej osoby. Chcę w tym miejscu sprostować, że takowych poglądów nie wyznaję. Pochopnie i bez namysły posłużyłem się tym wyrażeniem. Czasami, szczególnie kiedy żywiołowo się o czymś pisze, a myślami jest gdzieś dalej, wychodzą takie „pomyłki”:) Pozwoliłem sobie to niefortunne określenie z recenzji usunąć.

Ave!;)