Archiwum dla 25 stycznia, 2011

„Podróżnik WC” Wojciech Cejrowski

Są takie osoby, które albo się kocha albo nienawidzi – pośrednich stanów raczej brak. Do tej kategorii na pewno zalicza się nasz czołowy podróżnik Wojciech Cejrowski. Z książek jego autorstwa, bez wątpienia największą popularność zdobyły Gringo wśród dzikich plemion i Rio Anaconda. Oba te tytuły to pozycje typowo globtroterskie i niewiele można się w nich doszukać tak typowych dla pana Wojtka moralizatorstwa i uszczypliwych komentarzy na tematy niekoniecznie związane z opisywanym krajem. Wznowiony niedawno Podróżnik WC, takiej popularności może już niestety nie osiągnąć.

Pierwszą rzeczą jaka rzuciła mi się w oczy, jest pewnego rodzaju bałagan jaki panuje w książce. Zwiedzamy sobie Meksyk, czytamy o zwyczajach ludzi tam żyjących, odwracamy stronę i bach!, nagle jesteśmy w USA, albo w jakimś innym miejscu. Poprzednie dzieła Cejrowskiego (a raczej następne biorąc pod uwagę, ze mamy do czynienia z wydaniem drugim), są już zdecydowanie bardziej poukładane tematycznie. Podróżnika WC czyta się po prostu jak zbiór ciekawostek z wczesnych podróży autora. Nie przeszkadza to w odbiorze, jednak psuje trochę ogólne wrażenie.

Jako typowy konserwatysta, uwielbiam słuchać i czytać Cejrowskiego wszędzie i zawsze, jednak zdaję sobie sprawę, że są ludzie, którzy programy podróżnicze oglądają i książki czytają, ale już poglądów tego pana nie trawią. Ta grupa właśnie będzie miała z książką pewien problem. W przeciwieństwie do Gringo i Rio Anacondy, w Podróżniku można znaleźć sporo wtrąceń nie na temat w wykonaniu autora. Wymienię tylko takie elementy jak krytyka cywilizacji jako takiej, gloryfikacji ludzi zamieszkującej kraje Ameryki Południowej czy sporo wypowiedzi na tematy religijne i polityczne.

Ponarzekałem, a teraz pochwalę. Mimo tych drobnych wad, książkę czyta się po prostu wspaniale! Kiedy usiadłem z nią w niedzielę, musiałem skończyć w ten sam dzień – innej opcji nie było. Można marudzić, że Cejrowski wtrąca zdania od siebie, że marudzi na polityków czy Niemców, ale nie zmienia to faktu, że ten facet po prostu potrafi ciekawie pisać! Ciekawie i dowcipnie trzeba dodać. Uśmiałem się co niemiara, kiedy zdobywałem wraz z nim zaginione miasto. Przeżyłem chwile grozy podczas napadu w meksykańskim metrze… oj długo by pisać. Po prostu jest klimacik, a to dla mnie jest w książce rzecz bezcenna.

Słów kilka o wydaniu, bo to sprawa warta podkreślenia. Ludzie, którzy mieli styczność z dwoma poprzednimi (następnymi) książkami Cejrowskiego, wiedzą jak się sprawa ma z jakością. Twarda okładka – nie twardawa, czy półtwarda jak to ostatnio czasami bywa, ale TWARDA i gruba. Na jej wewnętrznej stronie znajdziemy mapki. Całość drukowana jest na bardzo dobrej jakości kredowym papierze. Ilość zdjęć i ich jakość jest klasą samą w sobie. Cena okładkowa książki to 41 zł. Dużo, ale w tym wypadku naprawdę warto – chociażby dla samych zdjęć.

Nie będę się już dłużej rozpisywał. Czas na podsumowanie. Podróżnik WC to książka trochę nierówna. Z jednej strony nieco osobista, sporo w niej prywaty i nieco chaosu, jednak z drugiej strony znajdziecie w niej to, co w Cejrowskim najlepsze: wspaniałą opowieść o podróżach i egzotycznych krajach, o miejscach, które pozostaną na zawsze dla nas niedostępne, o kulturach, które być może już nie istnieją, o ludziach, którzy być może przy nas nigdy by się tak nie otworzyli, o… każdy znajdzie w niej na pewno coś unikatowego i wartościowego dla siebie, a może (jak sugeruje sam autor) popchnie ona kogoś do „wstania z fotela” i wyruszenia na podbój egotycznych krain.

Teraz pozostaje mi tylko polować na Wojtka Cejrowskiego, bo cholera, to jedyna jego książka w moich zbiorach, której jeszcze mi nie podpisał!

Polecam gorąco!

Wydawca: Bernardinum

Ilość stron: 256

Data wydania: grudzień 2010

Moja ocena: 9/10

[EDIT] W pierwszej wersji recenzji, nieopatrznie użyłem określenia „homofob” w stosunku do własnej osoby. Chcę w tym miejscu sprostować, że takowych poglądów nie wyznaję. Pochopnie i bez namysły posłużyłem się tym wyrażeniem. Czasami, szczególnie kiedy żywiołowo się o czymś pisze, a myślami jest gdzieś dalej, wychodzą takie „pomyłki”:) Pozwoliłem sobie to niefortunne określenie z recenzji usunąć.

Ave!;)