„Jak zostałem premierem” Robert Górski
Jestem osobą, która lubi od czasu do czasu się pośmiać. Powiedziałbym nawet, że pośmiać nie byle jak, ale tak profesjonalnie, w pełnej opcji, z opluciem telewizora, parsknięciami i czkawką na śmiechowym kacu. Dopiero taki ubaw daje mi poczucie pełnego spełnienia. Sprawa nie jest jednak taka prosta. Problemem nie jest sam proces, a raczej środki, by go zainicjować. Najlepiej w tej roli sprawdzają się kabarety. Oczywiście nie każdy daje radę, a i te sprawdzone czasami zawodzą. Przejdę do meritum, bo mi się wstępniak przeciąga: Kabaret Moralnego Niepokoju, statystycznie najbardziej daje radę.
Zacznę od banału, lub jak kto woli od początku. Ojcem KMN-u (Kabaret Moralnego Niepokoju) jest Robert Górski. Ten Pan odpowiada za moją niejedną kolkę i wprowadza urozmaicenie w życiu zawodowym niejednego Polaka. Na pewno wielu z was spotkało się chociażby z powiedzonkiem: „Będzie pan zadowolooony!”. Tak, to właśnie Górski. Niestety, kiedy trzymam w ręku właśnie przeczytany debiut literacki tego pana(lub, co jest bliższe prawdzie, debiut wydawniczy), nie do końca jestem zadowolooony.
Książka „Jak zostałem premierem.”, jest zapisem rozmów, jakie przeprowadził z liderem Kabaretu Mariusz Cieślik, dziennikarz znany mi głównie z kanały TVN24 jako prowadzący program o literaturze Xięgarnia. Cały zapis przypomina wywiad rzekę, chociaż bliżej mu raczej do leniwego strumyczka, płynącego sobie bezpiecznie dopiero co skorygowanym i odmulonym korytem. Nie ma wstrząsów, specjalnie zaskakujących pytań, ani polemiki z Górskim, forma pytanie – odpowiedź użyta jest jako spoiwo, które scala treść jaką autor miał do przekazania, a jest jej niestety niewiele.
Czepiam się treści nie bez powodu. Dla porównania połóżmy sobie obok „Podróże małe i duże” Manna i Materny. Grubość, format i cena ta sama. Na oko książki są identyczne, jednak po bliższych oględzinach zaczynają rysować się różnice. Przy optycznie porównywalnej grubości, książka Górskiego proponuje nam zaledwie 200 stron, 2 wstawki z kilkunastoma zdjęciami na kredowym papierze i… to w zasadzie wszystko. „Podróże” w tej samej cenie mają 278 stron, lepszy papier, dużo więcej zdjęć, bogatszą treść… Czytając „Jak zostałem premierem” czułem się trochę oszukany. Żeby to unaocznić policzyłem, co zawiera pierwsze 50 stron: 4 puste strony, 6 stron z nagłówkami, 3 strony z obrazkami, 4 strony przedmów i wstępów, 13 stron z zapisami skeczów KMN, 17 stron wywiadu, czyli treści faktycznej i 1 strona wypowiedzi na temat Górskiego. Niewiele, szczególnie dla ludzi, którzy niektóre skecze oglądają po XX razy i znają je na pamięć.
„Jak zostałem premierem” to jednak wciąż świetna książka. Pochłania się ją w jedno niespecjalnie długie popołudnie, co jest czynnością szalenie przyjemną i relaksującą, a i śmiechu przy tym niemało, chociaż na ból brzucha nie ma co liczyć. Dla fanów KMNu to pozycja obowiązkowa, zastrzegam jednak, żeby podejść do książki z odpowiednim dystansem, bo rozczarować się można bardzo łatwo. Summa summarum „Jak zostać premierem” to trochę skok na kasę, ale Górski to Górski i poniżej pewnego poziomu po prostu nie schodzi.
Wydawca: Znak
Ilość stron: 200
Data wydania: listopad 2012
Moja ocena: Pokosa lepsza niż Góral!
PS. Żeby nie było wątpliwości, książka jest świetna! Tylko rozpaczliwie mało Górskiego w Górskim;(