„Rośliny, które zmieniły świat” Jarosław Molenda

Zasta­na­wia­li­ście się kie­dyś, czy roślina jest w sta­nie zmie­nić świat? Weźmy takiego ziem­niaka. Z per­spek­tywy histo­rycz­nej jego war­tość dla Nowego Świata była wyż­sza niż mek­sy­kań­skie złoto. Ja dotych­czas jakoś nie­spe­cjal­nie tema­tem tym się inte­re­so­wa­łem, więc kiedy tylko na rynku poja­wiła się nowa publi­ka­cja Jaro­sława Molendy, posta­no­wi­łem z nada­rza­ją­cej się oka­zji sko­rzy­stać. Tak wła­śnie w moje łapy wpa­dły Rośliny, które zmie­niły świat.

Książka przy­po­mina solidną pracę magi­ster­ską. Na każ­dej stro­nie znaj­duje się sporo przy­pi­sów, biblio­gra­fia zaj­muje pra­wie trzy i pół strony, a całość została napi­sana w for­mie bez­oso­bo­wej. Od pracy nauko­wej różni ją duża ilość cie­ka­wo­stek wple­cio­nych w tekst. Ratują one czy­tel­nika przed nudą i  uroz­ma­icają treść na tyle, że Rośliny, które zmie­niły świat można czy­tać strona po stro­nie bez znu­że­nia –  pod warun­kiem, że o ziem­niaku chcesz wie­dzieć coś wię­cej niż to, że świet­nie nadaje się do sałatki jarzynowej.

Książkę wydano solid­nie i z pomy­słem. Na mar­gi­ne­sach wypi­sane zostały wzmianki zawarte w tek­ście, klu­czowe posta­cie czy wyda­rze­nia histo­ryczne. Jakość okładki i papieru rów­nież stoi na wyso­kim pozio­mie, cena w wyso­ko­ści pra­wie 4 dyszek wydaje się być uza­sad­niona. Nadto, Rośliny które zmie­niły świat zostały wzbo­ga­cone o dużą ilość zdjęć. Dobrze? Źle! Wiele z nich jest wiel­ko­ści znaczka pocz­to­wego. Kiedy zaś prze­glą­da­łem źródła, w oczy rzu­ciła mi się kolejna cie­ka­wostka: zde­cy­do­wana więk­szość ilu­stra­cji pocho­dzi z Wiki­pe­dii. Ocenę, czy to na pewno rze­telne źródło mate­ria­łów, pozo­sta­wiam już Wam.

Praw­dzi­wym kło­po­tem było dla mnie okre­śle­nie doce­lo­wego odbiorcy. Pan Molenda nie opi­sał wszyst­kich roślin istot­nych dla histo­rii świata (jakich? – o tym za chwilę), więc pozy­cja ta jako lek­sy­kon się nie spraw­dzi. Zabra­kło indeksu nazwisk, dat czy jakie­go­kol­wiek spisu nazw oma­wia­nych roślin, przez co trudno się­gać po tę książkę  w poszu­ki­wa­niu kon­kret­nej informacji.

Bio­rąc do rąk Rośliny…, ocze­ki­wa­łem, że poznam kilka nie­zna­nych mi fak­tów z histo­rii świata i tak też się stało. Jaro­sław Molenda wybrał 18 roślin – od bana­nowca poczy­na­jąc a na ziem­niaku koń­cząc –  i wyka­zał ich rolę w dzie­jach ludz­ko­ści. Mnie naj­bar­dziej zabra­kło roślin, któ­rych używa się do pro­duk­cji nar­ko­ty­ków. Jeżeli jed­nak zaak­cep­tu­je­cie wybory autora i do tematu podej­dzie­cie z cie­ka­wo­ścią, książka zre­wan­żuje się sporą dawką infor­ma­cji i cał­kiem przy­jemną lek­turą na dłu­gie jesienne wieczory.

Pole­cam zdecydowanym!

Wydawca: Replika

Ilość stron: 364

Data wydania: maj 2011

Moja ocena: nadwiędnięta/10

Krytyka napisana dla portalu bookznami.pl. Polecam i zapraszam:)

    • Isadora
    • 11 listopada, 2011

    No fakt, fotografie mogłyby bardziej porywające, ale ogólnie rzecz biorąc jestem z lektury zadowolona:)
    Nadwiędnięta ocena wymiata!

    Pozdrawiam serdecznie:)

  1. czyli Maryśka się nie pojawiła? 😉

    pomijając wielką powyższą stratę, ciekawy pomysł na publikację. Coś w stylu spaghetti-cyklów w stylu 100 postaci, 50 wydarzeń, 5 wpadek… A jednak, nawet w tym gronie zdarza się coś w miarę twórczego ;-).

    zdradź proszę, czy w tekście pojawiła się kapusta. Pytam bardzo poważnie, bowiem jako amator historii wiem, że miała ona swoją ogromną rolę 😉

      • eparczynska
      • 28 Maj, 2012

      Bardzo jestem ciekawa historii o tej kapuscie !!!!!

  2. Kapusta ogromną rolę?

  3. Isadora
    Lektura nie jest zła, ale biorąc pod uwagę ilość podróży autora mogłaby być bardziej porywająca:)
    Dzięki:)

    Onibe
    Nie ma maryśki, konopii, maku, kapusty…
    Pomysł jest ciekawy, ale trochę zmarnowany. Autor po podróżnik i pasjonat a nie czuć tego w książce. Taka encyklopedycznie sucha jest.
    Kapusty również nie ma.
    Pełny spis roślin znajduje się w tagach po lewej stronie recenzji:) Moim zdaniem maksymalnie poprawny i bezpieczny dobór. Niczego odkrywczego tam raczej nie znajdziesz.

    Agnes
    Ja odpowiedzi nie znam:)

    • jamol
    • 12 listopada, 2011

    Jeszcze nie znalazł się taki, który dogodziłby wszystkim. Jak Pan „Pablo” wyobraża sobie opisanie, cytuję Pana słowa: „WSZYSTKICH istot¬nych dla historii świata”? Ile ich było? Tylko 20, może 50, aż 100? Które są ważniejsze, a jakie mniej ważne? Panu zabrakło roślin narkotycznych, innemu kapusty, inny będzie kręcił nosem, że nie ma papryki, inny krzyknie: „gdzie pszenica i mój ulubiony makaron?!” Jak Pan wyobraża sobie zrealizowanie wszystkich takich pretensji na 400 stronach? Właśnie oddałem do wydawnictwa REPLIKA maszynopis „Rośliny, które zmieniły człowieka” – Pan „Pablo” znajdzie w niej to, czego „zabrakło” Mu w pierwszym tomie (przypominam – książka nie jest z kauczuku – nie rozciągnie się do monstrualnych i absurdalnych rozmiarów). To zbiór esejów, tym razem o „niegrzecznych” lub „szkodliwych” roślinach – od ayahuaski, przez kokę, konopie, mak, tytoń, betel, kava-kavę po peyotl, trzcinę cukrową i winorośl. Żeby książka miała sens, dobrze, aby miała jakiś logiczny leitmotiv i – moim zdaniem – kolejny raz to kryterium zostało spełnione.
    Nie rozumiem Pańskiego sformułowania: „zde¬cydowana więk¬szość ilu¬stra¬cji pocho-dzi z Wiki¬pe¬dii. Ocenę, czy to na pewno rzetelne źródło MATERIAŁÓW – podkreślenie moje J.M. – pozo¬sta¬wiam już Wam”. Ja mogę ocenić parę wpisów z Wikipedii (i nie znalazłem w nich błędów), ale nie 800 tysięcy haseł! Który z Czytelników Pańskiej recenzji to potrafi, oprócz Pana, bo Pan swój pejoratywny stosunek do tej internetowej publikacji w ten mało zawoalowany sposób właśnie wyraził? Za cholerę też nie pojmuję, w jaki sposób zaczerpnięta z Wikipedii fotografia ma rzutować na rzetelność podawanych przeze mnie informacji, skoro głównym źródłem są moje doświadczenia i solidnie przeprowadzona kwerenda biblioteczna i muzealna? To raczej mój atut, co zauważają inni, jak choćby dr Błażej Stanisławski, znalazca słynnego kompasu słonecznego wikingów i redaktor naczelny „Archeologii Żywej” w najnowszym numerze pisma konkluduje (5/2011): „Dlatego tak ważne są prace popularnonaukowe, których autorzy w atrakcyjnej i przystępnej formie potrafią «wyprostować» czytelnikom obraz przeszłości. Jako adekwatny przykład można tu podać książkę «Mumie. Fenomen kultur» pióra Jarosława Molendy. Jest to jedna z nielicznych na naszym rynku wydawniczym książek popularnonaukowych polskich autorów. Jej atutem są zarówno rzetelna i odkrywcza treść, jak i atrakcyjna dla czytelnika forma”.
    Ma Pan kłopot z określeniem docelowego odbiorcy? Chyba swojego, a nie mojego, bo przecież sam Pan sobie odpowiada: to Czytelnik, który chce dowiedzieć się czegoś więcej (niż choćby z Wikipedii). Zastanawiam się, czemu ma służyć język Pańskiej recenzji: „w moje łapy wpa¬dły” albo „cena w wyso¬ko¬ści pra¬wie 4 dyszek”. Kto w tym przypadku ma być odbiorcą takiej recenzji? Do kogo Pan się zwraca? Do człowieka oczytanego czy niby luzaka, który do księgarni wchodzi tylko wtedy, gdy chowa się tam przed teściową? Widzę, że Panu przypisy kojarzą się z pracą magisterską. Moja książka ma tyle z nią wspólnego, co Pański tekst z sensowną recenzją. Przypisy – to kwestia tzw. własności intelektualnej, zachowania praw autorskich i… szacunku dla cudzej pracy. Ja osobiście wolę wskazać na źródło, niż np. zamieniać „Ocean Spokojny” na „Pacyfik” i mienić się wszystkowiedzącym pisarzem. Dochodzę do wniosku, że pisanie recenzji jest nudne, czy to nie trochę nadwiędnięty sposób na życie?
    Jarosław Molenda

    • jamol
    • 12 listopada, 2011

    Panie Pablo i reszta szanownych czytaczy. Planuję pięć tomów opowieści o roślinach, które wpłynęły na naszą cywilizację, historię, życie. Znajdzie się w nich miejsce dla kapusty i wielu, wielu innych roślin. Co do niektórych Pańskich stwierdzeń – nie ma Pan kompletnie pojęcia o tym, jak funkcjonuje rynek wydawniczy, na jak mało rzeczy ma wpływ autor, a na jak dużo wydawnictwo, np. format zdjęć, ich dobór etc. Nic odkrywczego w tej książce nie ma? Cytuję: „Taka encyklopedycznie sucha jest” – chłopie, czy Pan kiedykolwiek miał do czynienia z encyklopedią? Czy Pan w ogóle przeczytał moją książkę? Odnoszę wrażenie, że nie (i nie należy pisać: „ilość podróży”, tylko: „liczbę podróży”). Recenzja polega na tym, że ma się o czymś pojęcie, a nie zaprzeczaniu samemu sobie – bo za co w takim razie jest ta „10-tka”? Raz Pan wypomina, że brak indeksów nazwisk i nazw roślin, a potem zarzuca jej encyklopedyczność. Potem zarzuca mi Pan brak pasji, dlaczego? Bo nie egzaltuję się cynamonem jak Beata Pawlikowska? Człowieku, co Pan chce? Zmutowanego „Cejrowskiego” z „Kopalińskim” w jednym? Nie da się, a jeśli jest Pan przeciwnego zdania, proponuję spróbować własnych sił. Kiedyś się mówiło, że papier jest cierpliwy – wszystko przyjmie. Teraz nastała era internetu. Wieczna wigilia, głos mają ci, co nie mają nic do powiedzenia albo nikt ich nie chce słuchać. Prawda, jak łatwo kogoś zrecenzować?
    Jarosław Molenda

  4. Hmmm… jakoś nie jestem przekonana do tej książki. To całkowicie nie lektura dla mnie.

  5. Autor bardzo się zdenerwował. Ja Panu powiem to, co zawsze mówię, kiedy coś takiego się dzieje – nie trzeba się denerwować, bo im więcej o Panu piszą, tym lepiej! Źle, czy dobrze – to inna sprawa, grunt to reklama i gorąca dyskusja! Ja dzięki tej recenzji się o Panu dowiedziałam, pomimo, że nie jest przychylna 😉

  6. Ale się Pan Autor zdenerwował… Doprawdy nie rozumiem dlaczego. Nie widzę jakiegoś złośliwego, czy bezmyślnego pastwienia się nad książką, a że nie wszystko się podoba, to chyba normalne. Recenzja Pabla jest w stylu Pabla, do którego rzeczony Pablo ma pełne prawo bo to jego własny blog. Nie zauważyłam nigdy, by Pablo kreował się na Nieomylnego Recenzenta Którego Opinia Jest Jedyną Słuszną.

    Natomiast wydaje mi się, że każdy autor powinien być przygotowany na to, że nie do każdego czytelnika trafi. Takie to już życie autora. Ewentualnie można pisać do szuflady, wtedy żadnej krytyki nie będzie. Pozdrawiam pana Jarosława Molendę serdecznie i życzę, żeby nie przejmował się każdym krytycznym głosem, tylko robił swoje. Wiele było pozytywnych recenzji jego pozycji, więc kilka krytycznych chyba nie zaszkodzi.

  7. Ej, no wiki to ja mam w (note)booku, więc nie będę jej stawiać na półce, choćby nie wiem, jak książka na niej oparta była interesująca.

    Pawle, musisz chyba nawodnić swoją opinię 😛 Następnym razem polecam odrobinę chmielu skosztować przed tak „ostrą” krytyką 😉

    BTW – odkryliśmy ostatnio pyyyyszne piwko – Chiechan Maciejowe – jeśli ktoś lubi ciemne piwo to polecam 🙂

  8. Powiem tak, rośliny średnio mnie interesują, więc to raczej nie jest książka dla mnie. Wolę o smokach poczytać, czy cuś;)

    Mogę jeszcze tylko powtórzyć za siostrą, że recenzja Pabla jest w stylu Pabla. I jakoś do momentu przeczytania komentarza pana Molendy, nie odniosłam wrażenia, że recenzja jest jakaś wyjątkowo negatywna. W sumie więcej pisać nie będę, bo Pablo jest duży i pewnie sam się wkrótce wypowie;)

  9. To się Pan autor obruszył :P. Oj, ego rządzi ;).

  10. A ja już swoje zdanie na ten temat wyraziłam gdzieś indziej.
    Nie każdemu wszystko musi się podobać. Gdyby tak było, to świat byłby strasznie nudny! Ponadto jeśli ktoś decyduje się na napisanie książki, to powinien pogodzić się z faktem, że nie każdemu musi ona przypaść do gustu. A to co wyczynił ten Pan jest po prostu śmieszne i pozbawione klasy. Zostałem skrytykowany, to i ja muszę postąpić tak samo. Po prostu śmieszne…

  11. Jarosław Molenda
    Dziękuję za konstruktywny komentarz.

    miqa
    🙂

    Avo
    A moim zdaniem recenzję napisałem umiarkowanie pozytywną. Kilka zastrzeżeń nie czyni z niej „ostrej krytyki” chyba:)

    grendella
    Amen:)

    Magda
    Z takiej ładnej recenzji mi zrobiono ostrą krytykę no:) Masz rację, następnym razem wezmę sobie do pomocy jakąś postać historyczną np: takiego Króla Sobieskiego:)

    Ciechan Maciejowe (pisze). Ok! wnotowałem na listę zakupów:)

    milvanna
    Hmmm Czarna Ostoja przeczytana, premiera w listopadzie (ma być). Świetny kawałek fantasy:) Recenzja przed premierą:)

    Mnie się też wydaje, że negatywnie nie pisałem nadto. A wypowiedzieć się nie wypowiem, bo nie widzę celu:)

    Maya
    Oj chyba tak;)

    Lena
    Amen:)

    • Świetny kawałek fantasy to to, co lubię, więc będę czekać na recenzję:)
      Dobrze, że się taka dyskusja rozwinęła, bo teraz wiem, że na kolejnego Ciechana należy zwrócić uwagę;)

    • jamol
    • 12 listopada, 2011

    Szanowni Czytacze:-) Punkt widzenia zależy od miejsca, w które Cię kopią. Nie zgadzam się, że skoro mam blog, to mogę dop… iec, komu chcę, bo mam prawo? Bo moja odwaga wynika z anonimowości i bezkarności, a nie z wiedzy, oczytania, obycia? Bo mam blog – to Waszym zdaniem – daje prawo do lekceważącej opinii „nic w tej książce odkrywczego nie znajdziesz”? Internet dał niektórym cholerną „odwagę” i „mądrość”. Ja jestem otwarty na rzeczowe uwagi – tak, bo dzięki temu każda z moich książek jest lepsza. Od dziesięciu lat podążam własną ścieżką, zmieniłem diametralnie życie. Jedno się u mnie nie zmieniło: alergia na głupotę, nie na krytykę. Cenię sobie zwłaszcza konstruktywne opinie, ile takowych było w tekście Pablo? Proszę przeczytać ten tekst jeszcze raz, przecież to jakieś banialuki. Pozwolę sobie wrócić do nieszczęsnego sformułowania o „pracy magisterskiej”. Jeśli już ją tak nazwać, to to jest genialna praca magisterska, a nie „solidna”, zwłaszcza że bez promotora:-). Słyszał ktoś o prawie 400-stronicowych magisterkach? Nawet doktoraty rzadko kiedy liczą połowę takiej objętości. Takich bon-motów w wykonaniu Pablo jest więcej. Z takimi spostrzeżeniami godnymi licealisty poza swój blog Pan Pablo nie wyjdzie. Czas dorosnąć i nabrać odwagi – może posłać trochę swoich tekstów do gazet? Jakże jestem ciekaw tej konfrontacji. Może Pan Pablo podejmie wyzwanie i na przykład na początku roku przedstawi nam swoje dokonania na tym polu? No, senor Pablo, pokaż, że masz cojones:-)))) Strzępienie klawiatury na własnym blogu to szczyt możliwości?
    Z nadwiędniętym poczuciem humoru.
    Jarosław Molenda

    • Kszychu
    • 12 listopada, 2011

    Pablo, jakżeś śmiał skrytykować ZDJĘCIA? Przecie to nie autor je przycinał, a składacz jakiś! A fe! Może jeszcze do czcionki się przyczep! Święty autor nie drukował, jeno jakaś DRUKARNIA. Bo jakby autor mógł, to by zrobił pirszorzędnie!

    W ogóle jakżeś śmiał cokolwiek skrytykowac! Przecie to cienszka praca była! Autor się tak zasapał, że ledwo dał radę skomentować Twoje wypociny!

    A fe, a fe, po tszykroc, a fe.

    PS. Kocham pana, panie Molenda, jak będę duży, chcę umieć tak dojrzale reagować na krytykę własnej pracy.

  12. Szczerze mówiąc miałam ochotę przeczytać tę książkę. Jednak po reakcji autora – odechciało mi się. Umiejętność przyjmowania krytyki to wielka zaleta, której ten Pan niestety nie posiada.

    Pablo nie musi pokazywać, że ma cojones. Szczerze mówiąc nie musi nic. Prowadzi blog dla przyjemności, nie z obowiązku, ma stałych czytelników. Obawiam się, że tych czytelników jest więcej niż ma szanowny Pan autor.

    Pozdrawiam Pablo 😉

      • margines
      • 13 listopada, 2011

      Nie będę ukrywał, że też miałem odrobinę ochoty, żeby kiedyś spróbować lektury tej książki, ale… po przeczytaniu „jakże dojrzałych” wypocin jaśnie pana autora książki – odechciało mi się dokumentnie!
      I nawet GDYBY napisał i wydał tę wielotomową encyklopedię (to PRZENOŚNIA, nie mylić z pojęciem encyklopedii! – do autora) to najmniejszej ochoty nie nabiorę na którykolwiek tom!

      Blog jest chyba po to, żeby w nim pisać po swojemu, prawda?
      – pytanie retoryczne.

  13. Pablo jak śmiałeś książkę która zasługuje na literackiego Nobla skrytykować? No jak? Może autor taki wielbiciel wikipedii zapoznałby się z definicją recenzji, chyba że wszystkie książki można krytykować, ale z tego zbioru należy wyłączyć jego dzieło? No kpina! Pablo moim zdaniem recenzja jest fajnie napisana i pewnie skusiłabym się kiedyś na książkę, ale po przeczytaniu auto panegiryku autora to sobie chyba daruję.

  14. A czy ktoś Panu tutaj dopiekł? Po prostu zostało wyrażane zdanie na jakiś tam temat i tyle. Pan robi z tego wielkie halo i traktuje wszystkich, jak skończonych kretynów, którzy nie mają prawa do odmiennego zdania niż Pan.

    A co do prac naukowych… Co w nich za wielkość, skoro każdy z autorów non stop kogoś cytuje…

    Miałam przeczytać książkę chociażby z czystej ciekawości. W chwili obecnej będę ją omijać szerokim łukiem.

  15. mysle ze po takich komentarzach szanownego pana autora książka bedzie sie kurzyc na półkach, no chyba że pojawią się inni GODNIEJSI czytelnicy… pfff

    każdy ma prawo pisać co mysli. jedni ro robią na blogu, inni w gazetach, jeszcze inni piszą książki. najlepiej pewnie byłoby stworzyć kółko wzajemnej adoracji i sobie lukrować. to nie tak.

  16. Szanowny Panie Jarosławie Molendo – ja to wszystko rozumiem. Pablo powiedział, że się nie spodobało i te słowa nadszarpnęły Pańskie MĘSKIE EGO. Jakie to przykre, że praktycznie wyzywa Pan biednego, Bogu ducha winnego czytelnika na pojedynek. „Oj, napisz coś! Zobaczymy, czy jesteś LEPSZY, ohohohohoooo”. To mnie tylko utwierdza w przekonaniu, że niektórzy mężczyźni nigdy nie dorosną. Czy nie uważa Pan, że KAŻDY czytelnik ma prawo do WŁASNEJ oceny książki według kryteriów jakie SAM uzna za słuszne i sam nie musi NICZEGO napisać? Bo co? Do czytania mają prawo tylko Ci, którzy sami coś piszą? Taki osobnik może mieć mniej wiedzy niż Pan na pewne tematy, ale powiedzmy sobie szczerze: nie on jeden. Pańska książka jest ogólnodostępna, więc trafi w ŁAPY nie tylko Pabla, ale także dziewiętnastolatki, takiej jak ja, czy kury domowej zmęczonej życiem. I każda z tych osób oceni książkę po swojemu. A Pablo nie napisał o tej pozycji nic złego, nie „wjechał” na Pana, z błotem nie zmieszał, więc po co to halo i zamieszanie? Bo nie piał z zachwytu nad tą książką? Żeby być dobrym pisarzem, trzeba przyjmować też krytykę.

    Pozdrawiam serdecznie.

  17. Szanowny Panie autorze, dlaczego tak bardzo się Pan obrusza…? Po co tyle zachodu – przecież to tylko jakiś tam blog jakiegoś Pablo. Przecież Pana książka jest tak genialna, że nie ma potrzeby wypruwać sobie gardła, aby polemizować z jakąś tam recenzją jakiegoś blogera, dla którego tworzenie recenzji jest nadwiędniętym sposobem na nudę, szarość i banalność życia….

    Skoro takie rzeczy tu Pan wyprawia, to albo:
    1) jest Pan niedowartościowany i nie wierzy w siebie i swój sukces,
    2) albo z Pana książką naprawdę jest coś nie tak (bo nie wierzy Pan, że sama może się obronić przed tak nic nieznaczącą doprawdy krytyką marną, fee),
    3) albo jedno i drugie.

    Sorry, ale przez takie coś sam się Pan dyskredytuje i pogrąża.

  18. I tak się właśnie kończy historia, kiedy autor pozwala sobie na puszczenie nerwów. To błąd, bo nikt nie stanie po Pana stronie, szczególnie, że nikt z komentujących książki nie czytał. Dyskusja nie ma sensu, więc na Pana miejscu po prostu bym milczała… Mnie trochę jest przykro, kiedy w wypowiedziach internautów zaczyna kipieć od wściekłej ironii, a takie właśnie odnoszę wrażenie. Ja też jestem za wolnością słowa, ale czy trzeba od razu z takim prześmiewczym tonem? Pablo napisał recenzję, taką jak czuł, a autor broni swojego ukochanego dziecka. To nie jest ego – każdy z was by tak miał, gdyby wasze dzieło obsmarowano w internecie:)
    Reasumując – ta burza powinna być nauczką dla pisarza, żeby nie dyskutować na temat własnych dzieł w internecie, bo konsekwencje są zawsze przykre.

  19. @Avo_lusion – tutaj nie chodzi o dyskusję na temat książki w internecie. Prześmiewczy ton wypłynął ze strony autora. Nikomu nie chodziło o to żeby p. Molenda podkulił ogon i z pełną pokorą przyznał Recenzentowi rację i obiecał poprawę podczas pisania kolejnych książek. Tymczasem pokazał coś zupełnie innego.

  20. Już gdzieś kiedyś wypowiadałam się na podobny temat, w podobnej sytuacji, w podobnym tonie i teraz kojarzy mi się to z jakimś cholernym deja vu…

    Mianowicie, drogi autorze, proszę uświadomić sobie, że Pańska książka MA PRAWO SIĘ NIE PODOBAĆ. To bardzo proste, bardzo szczere i niezwykle ułatwiające wszystkim życie (bo po co sobie nerwy psuć?). A że Pablo jest recenzentem? Cóż to w ogóle zmienia. Ma prawo do własnego zdania, do własnej opinii i wcale nie musi nikomu udowadniać, że nie jest wielbłądem.

    Aha, i ja jestem tą która widziała 400-stronnicową magisterkę. Zapewniam, że na WPiA UJ (czy na PK) to nie jest nic niemożliwego i nie traktuje się tego zjawiska niczym Yeti.
    Choć trochę jest Panu głupio?

  21. pastwicie się nad autorem, moim zdaniem niepotrzebnie. Pewnie facet nie okazał wielkiego dystansu, ale ciężko jest okazać dystans kiedy chodzi o dzieło własnych rąk. To też trzeba zrozumieć. A i wcale nie ma potrzeby, aby każda wypowiedź była idealnie politycznie poprawna i wszyscy sobie tyłki smarowali. Pablo napisał tak, jak to widział i dobrze, chwała mu za to. Autor się nie zgodził i… jeszcze lepiej. Jego prawo. Przynajmniej trochę interakcji się wydarzyło ;-).

  22. „Teraz nastała era internetu. Wieczna wigilia, głos mają ci, co nie mają nic do powiedzenia albo nikt ich nie chce słuchać.” – Pan Autor tak o samym sobie? 🙂

    ” nie ma Pan kompletnie pojęcia o tym, jak funkcjonuje rynek wydawniczy, na jak mało rzeczy ma wpływ autor, a na jak dużo wydawnictwo, np. format zdjęć, ich dobór etc.” – przecież autor recenzji nie wspominał, że „pisarz zrobił źle dając takie a takie zdjęcia”, jedynie poddał rzetelnej ocenie wydanie książki.

    Pisać i wydawać by chcieli, ale żeby przyjąć kulturalną i rzeczową krytykę, to już bardzo trudno…

  23. Do Czytaczy (czy to p. Jarosławie nie jest pejoratywne określenie? Mnie to kojarzy się z pisarzyną? A może nie?):

    Nie róbmy KWA, skoro recenzent ma prawo skrytykować, to dlaczego autor nie może? Komentarze p. Jarosława są jak najbardziej na miejscu. Kwestia stylu to już inna historia…Wbrew pozorom to i chyba jedziemy na „jednym wózku”, a może się mylę?

    Panie Jarosławie,
    cieszy mnie Pana zaangażowanie, ale proszę wybaczyć. Ponad 3/4 recenzentów-internautów zajmuję się zawodowo zupełnie czymś innym. Skąd u Pana takie pragnienie konstruktywnej recenzji? Napisanie dobrej recenzji kosztuje czasu (i wymaga talentu), za który nikt nam nie płaci, a żyć i kupować książki z czegoś trzeba? Można wymagać jakości, ale proszę spojrzeć na blog Pawła (kontekst). Dlaczego Pan nie wręczy książki zoologom/biologom? Oni na pewno z racji zawodu pokuszą się o „głębokie recenzje”, a i w wśród czytelników-recenzentów znajdzie się osoba, która jest szerzej zainteresowana tematyką podejmowaną w Pana książce. I żeby nie było niedomówień – nie twierdzę, że jak coś jest „za darmo”, to może być kiepskie jakościowo. Proszę pamiętać o kontekście!

    Faktem jest, że Pana komentarze „trącą” frustracją. Bo proszę spojrzeć w gazety, tam Sz. P. Redaktorowi płacą za dobry tekst, a jakie otrzymujemy kwiatki. Dlaczego Pan nie komentuje takich bubli? „Tamci” w końcu żyją z tego? Jednym słowem, Panie Jarosławie proponuje złapanie umiaru i wymiaru, bo komentarzy w Pana klimacie można znaleźć w tym złym internecie mnóstwo, i pod GW, i pod chociażby słynnym Łonetem 🙂

    Jakby Pan dłużej śledził blogi książkowe, to zwróciłyby Pan uwagę, że my w praktyce nie jesteśmy aż tacy anonimowi. Poza tym, tak w ogóle, cieszy mnie Pana udział w dyskusji 😀

    Pawle,
    zacząłbyś pisać bardziej krytyczno-literackie recki? Merka potrafi, to i ty nie możesz? 😉 Dobrze wiedzieć, że my te kilka procent czytelników (ba! Elity przez duże „ę”) mało wiemy na temat branży wydawniczej 🙂 Trza brać większy udział w różnego rodzaju kiermaszach… pfuuu Targach 😀

  24. I mój mały komentarz do całej sprawy. 🙂
    http://bookznami.pl/?p=13658

  25. Szok! zaczynam bać się polskich pisarzy… To jest śmieszne i straszne jdnocześnie. Pawle, szczerze ci współczuję. Myślała, że skoro od 21 lat żyjemy z demokratycznym kraju, wolność słowa obowiązuje każdego. A tu taka niespodzianka – bloggerze, ani się waż źle napisać o mojej książce! Wrrrr! – zapomniał dopisać pan J. 🙂

  26. @KrzysztofUW

    Mi się wydaje, że kwestia stylu to „nie jest inna historia”.

    Zauważ, proszę, że Paweł nie obraził personalnie autora (przynajmniej ja nie widzę ani jednego takiego wersu w recenzji powyżej) – za to pan Molenda w bardzo przykry i niekulturalny sposób zarzuca mu m.in. brak styczności z encyklopedią, branżą wydawniczą, a wręcz uprawia niezdrową prowokację (cyt. „Pokaż cojones”). Takich przykładów jest dużo, dużo więcej, co smuci w perspektywie faktu, że argumentację prowadzi człowiek wykształcony, w dodatku z kilkoma publikacjami na koncie.

    Jeżeli taka „argumentacja” się mieści w granicach jazdy na jednym wózku, to ja chcę wysiąść, a nawet zeskoczyć w trakcie jazdy 😉

    Agnieszka

  27. Leno, zgodzę się, autor nie pokazał klasy, nie ma dystansu. Wydał książkę, to wielkie emocje i każde złe słowo boli go jak rozgrzane żelazo żywcem w ciało wkładane. Stawiam się w jego sytuacji i wiem, jak łatwo puszczają nerwy, jak łatwo się wkręcić w tę spiralę. Myślę, że z czasem nauczy się, że nie ma sensu się oburzać na recenzentów…

  28. P.S. Pablo, dyskusja na twoim blogu kwitnie! To się nazywa recenzja hehe :p

  29. Krzysztofie, „skoro recenzent ma prawo skrytykować, to dlaczego autor nie może? ” – bo recenzent krytykuje książkę, a nie autora, zaś autor nie krytykuje recenzji, a recenzenta. Jest różnica?

  30. Agnieszko, z jakiej racji recenzent może skrytykować autora, a odwrotnie już nie może być? To, co „podał” Janusz w swoim autorskim komentarzu też jest pewnym nadużyciem. Czy wchodząc na czyjąś „posiadłość” jestem zobligowany do mówienia o właścicielu tylko dobrze lub neutralnie? A jesteś pewna, czy to aby może nie jest tylko „prowokacyjna stylizacja”? Agnieszko zakopujemy się tutaj w swoich rolach zbyt mocno.

    Czy dla Ciebie takim mocnym argumentem jest wysypany tutaj w dużych ilościach lukier? Bądźmy konsekwentni, skoro wszyscy podkreślają, że Pablo ma prawo tak pisać, to dlaczego p. Molendzie odbieramy „argumenty” do krytyki. Owszem możesz powiedzieć, że to nie są dla ciebie „argumenty”, ale tutaj wchodzimy na śliski grunt emocji, a te łatwo jak widzisz mogą się przeistoczyć w kult megalomanii, co dotknęło i Pana Molendę i niestety Janusza (którego notabene cenię!). Póki, co to chyba Agnieszko jedziemy na tym samym wózku, bo zgadzam się z Tobą, mnie też p. Molenda nie „urzekł argumentami”, ale bardzo dobrze, że napisał swój „punkt widzenia”, chociażby był najgłupszy pod słońcem, niesmaczny i niezdrowy, to jednak jest głos. I to nie ty masz wysiadać tylko Pablo zawsze może zignorować p. Molendę, może również skasować komentarz. Sorry za przydługawe komentarze, ale cała powyższa sytuacja kojarzy mi się ze światopoglądem tych z „pod krzyża”, a to jest chyba gorszę niż najsłodszy lukier.

    Równie dobrze mogę powiedzieć, że będąc w KWA też o dystans ciężko, ale pamiętajcie jak coś, jestem jednym z Was! 😀

  31. Klaudynko najdroższa,
    a książka to czym jest?! Sokowirówką? Dla małej podpowiedzi >>ta sama materia<<.

  32. Krzysztofie,

    użyłam określenia „obrazić”. Nie – „krytykować”.

    Agnieszka

  33. Agnieszko,
    dlatego zanim się człowiek pokusi o lukier, komentarz, warto aby sam Paweł określił, czy to „obraza”, czy może „krytyka”? To samo dotyczy p. Molendy. Teraz odwrócę sytuację na „lewą stronę” (sorry Merka!), tak naprawdę na zasadzie logiki, komentarz p. Molendy niczym się nie różni od komentarzy większości moich Szanownych Przedmówców. Jak to się mówi teraz +1 dla Ciebie Agnieszko, za wnikliwości w przenikliwości… 😀

    • atomowka
    • 13 listopada, 2011

    @Paideia – polskich pisarzy od dawna należy się obawiać. Wolność słowa ich zdaniem nie dotyczy recenzji. Już był taki jeden, co za recenzję książki na blogu i słowo „grafomania” w niej użyte, wytoczył proces. Kto wie do czego doprowadzi ta dyskusja…

    Mnie recenzja Pawła nawet do przeczytania książki zachęciła. Mankamenty, na jakie zwrócił uwagę odnoszą się nie do autora, a bardziej do redakcji. To wydawnictwo przecież i redaktor jest odpowiedzialny w ostateczności za właściwy dobór ilustracji, ich format, indeks itp. Mają teraz wskazówki, co poprawić w kolejnych publikacjach.
    Swoją drogą ja także nie uważam Wikipedii za właściwe źródło do pracy popularnonaukowej. Czyżby nie stać było wydawnictwa na prawa autorskie do przedruku ilustracji z jakiś akademickich zielników? Jakieś to nieeleganckie …
    Książki jednakże już nie kupię, tak samo jak i innych autorstwa Pana Molendy. Może jest człowiekiem wykształconym, ale kulturalnym na pewno nie. Autorowi recenzji zarzuca posługiwanie się językiem potocznym, a sam używa całej masy kolokwializmów, ze słowem „cholera” na czele. Faktycznie – pokazuje klasę i styl!

    Panie Molenda – chłopie (że sparafrazuję Pańską wypowiedź 😉 ) – na co Panu to było? Trzeba było na spokojnie odpisać, a nie strzępić klawiaturę na osobiste wycieczki pod adresem blogera. Może Paweł nie ma pojęcia jak funkcjonuje rynek wydawniczy, ale Pan na pewno nie wie jak działa internet. Za chwilę linki do tej dyskusji, do Pana mało kulturalnej wypowiedzi znajdą się na wielu portalach literackich, na fb i kto wie – może w końcu ktoś napisze o Panu felieton w prasie. I tak, z niszowego blogu, z niewielką stosunkowo liczbą odsłon, sprawa wypłynie na szerokie wody. Jeśli chodziło Panu o to by mówili, nie ważne jak, to ok. – odniósł Pan sukces. Jeśli mieli mówić dobrze, to jedyną osobą jaka Panu zaszkodziła jest Pan sam. Lepszej antyreklamy Pana publikacji nikt by nie wymyślił.

    Agnieszka – „czytaczka” 🙂

  34. Książki nie planowałam przeczytać w ogóle. A teraz z tzw. „opadniętą szczęką” obserwuję burzę, jaką tak elegancko wywołał autor. Pogratulować klasy.
    A tak naprawdę, Pawle, piszę ten komentarz tylko po to, żeby móc subskrybować komentarze spod tego postu;)
    Wrażenia: bezcenne.

    • Jabłuszko
    • 13 listopada, 2011

    Hmm… Zupełnie nie rozumiem oburzenia autora książki. I z całą odpowiedzialnością za słowo stwierdzam, że opinia Pabla o wzmiankowanym tytule została przez Pana Molendę przeczytana bez umiejętności rozumienia czytanego tekstu. Do głosu natomiast doszła urażona duma autorska, wyjątkowo drażliwa w tym przypadku i przesłaniająca całkowicie zdrowy rozsądek.

    Pablo, merytorycznie nic recenzji Twojej zarzucić nie jestem w stanie.

  35. Cóż…
    Umiejętność czytania ze zrozumieniem (nabywana ponoć w początkowych klasach szkoły podstawowej) ginie w narodzie, skoro recenzja w miarę pozytywna wywołuje takie reakcje…

    Pablo, ja tam styl Twoich recenzji bardzo lubię i nie waż mi się zmieniać wzmiankowanych „4 dyszek” na jakże poprawne „40 PLN”.
    A jak wyjdzie drugi tom prozy pan Molendy to na samą propozycję recenzowania ucieknij z krzykiem, schowaj się w piwnicy i jeszcze zabarykaduj 2 tonami węgla;)

    Pozdrawiam:)

  36. Przeczytałam tę dyskusję dopiero dzisiaj, wczoraj nie miałam czasu. Jestem szczerze rozbawiona, ale jednocześnie zszokowana.
    Oczywiście nie napiszę niczego oryginalnego – zgadzam się z moimi poprzednikami, którzy tak szlachetnie wstawili się za Pablem:)

    Drogi Autorze,
    szczerze? Nigdy wcześniej o Panu nie słyszałam. Żadna strata – i tak nie zamierzam sięgać po pańskie książki. Uważam, że zachował Pan się jak niedojrzałe dziecko, które nie potrafi przyjąć krytyki i ewentualnie na jej podstawie próbować poprawiać błędy.
    Pragnę zauważyć, iż nikt nie krytykował PANA OSOBY – jedynie Pablo skomentował ,,Rośliny, które zmieniły świat”. A Pan od razu się oburza i w sposób prostacki i chamski mówi o autorze recenzji, którego – tak na marginesie – bardzo lubię i szanuję.
    Recenzji Pawła proszę się nie czepiać. Pisze on jedynie w swoim rodzaju i mam nadzieję, że nic nie będzie zmieniać. Tak to jest, że jak nie ma się człowiek czego uczepić, czepi się byle czego 😉
    Klasy Pan nie okazał. Wręcz przeciwnie – udowodnił Pan, że jest na bardzo niskim poziomie, niższym niż ktokolwiek, kto wypowiadał się w dyskusji. To przykre.

    Brawo dla Ciebie, Pablo, za wyjątkowo wyczerpującą odpowiedź ;))

  37. Po przeczytaniu recenzji zapragnęłam przeczytać tę pozycję. Lubię rośliny, lubię historię, połączenie dwóch ulubionych tematów aż się prosiło o przeczytanie. Podkreślam – chciałam przeczytać. Autor bloga opisał pozycję rzetelnie, więc nawet informacje o drobnych (moim zdaniem) niedociągnięciach nie było przeszkodą. Przeszkodą okazała się „kultura” autora pozycji. Teraz poważnie zastanawiam się nad szukaniem „Roślin” i czy jestem w stanie przełamać niechęć do autora.

    A propos wikipedii – coraz więcej pozycji naukowych (nie popularnonaukowych) jako źródło nie tylko zdjęć, ale i tekstu podaje wikipedię. Ja akurat z doświadczenia wiem, że roślinkami na wikipedii zajmują się fachowcy – botanicy, wykładowcy etc., więc raczej mowy o pomyłce nie ma.

  38. Książka raczej nie dla mnie… tym bardziej, po popisie autora. Ego rządzi – nic dodać, nic ująć.

  39. A przecież tyle się trąbi: „Nie ważne jak mówią, ważne żeby mówili”… Nu, nu Panie M. Jak tak dalej pójdzie, będziesz Pan sam swoje książki recenzował
    Pozdrawiam Pabla.

  40. Oj, Tatusiu, widzę, że ominęła mnie świetna impreza! Choć nie do końca ominęła, bo wciąż trwa.
    Powiem tyle – gdy czytałam tę recenzję, nie zauważyłam w niej niczego, co mogłoby doprowadzić autora książki do takiej reakcji. Mam wrażenie, jakby z jedną szprotką zarybił cały staw. Umiejętność godna pochwały, naprawdę.
    Ja się kiedyś nadziałam na podobną sytuację, kiedy pewna autorka pewnej książki, którą zrecenzowałam i która mi się nawet podobała, choć bardzo przewidywalne czytadło, zaczęła się bulwersować, że skrytykowałam pewną rzecz, którą w swojej książce zrobiła (chodziło głównie o kwestię zbytniego uzewnętrzniania irytujących w formie myśli bohaterki oraz sposobu ich zapisu, który to później okazał się pomysłem redaktora) i się oburzyła – przecież jest polonistką od dwudziestu lat! I co ja głupia mogę wiedzieć! A jak dla mnie mogła wyjaśnić redaktorowi, że może on twierdzi, iż obecnie się tak myśli zapisuje, ale najwidoczniej ta książka będzie pionierem w tej dziedzinie.
    Cóż, z zasady polonistów nie lubię.
    Ale też nie o to chodzi. Pan Molenda mi ją przypomniał, ponieważ, czytając jego wypowiedzi, poczułam podobną irytację, że ktoś próbuje imputować coś, o czym recenzent nawet nie pomyślał. Recenzja to krytyka. Recenzent ma święte prawo krytykować. Czemu tylko w tym kraju „artyści” mają tak wybujałe ego i brak dystansu? Tutaj się okazuje, że skrytykowanie jakiegoś głupiego zdjęcia z Wikipedii jest obrazą autora! Coś mi się zdaje, że z wolnością słowa dzieje się coś, nad czym nie jestem w stanie zapanować, ogarnąć tego.
    Jeśli ja kiedyś też taka będę, niech mnie ktoś zabije!
    Tatusiu, jeśli Pan Autor Cię zdenerwował, daj mi znać, to ja mu pokażę, jak się kogoś obraża, żeby miał wreszcie poprawny wgląd w to, co jest obrazą a co nie, bo zdaje mi się, że mamy tu do czynienia z jakąś paranoją ;).

  41. Czytam i nie wierzę… Skąd tyle frustracji w autorze? Ani ta recenzja nie była szczególnie miażdżąca, ani nawet jakoś specjalnie krytyczna. Ot, kilka pozytywów, kilka negatywów, więc skąd to spięcie Panie Molenda?
    Myślę, że swoją postawą autor zraził dziś więcej czytelników niż uczyniłaby to najostrzejsza krytyka na jakimkolwiek blogu 🙂

    • margines
    • 13 listopada, 2011

    Pablo
    Brawo za recenzję (naprawdę nabrałem ochoty na przeczytanie tejże książki, czego tobie jako recenzentowi TRZEBA pogratulować:)!), ale… po „wybryku” szanownego pana autora odechciało mi się dokumentnie mieć cokolwiek wspólnego z jego książkami!

    Piszę to jako ZWYKŁY „czytacz” (coby autor znowu nie przyczepił się do mnie, że niby zrobiłem/na 100%zrobię/napisałem/pomyślałem coś, czego nie miałem na myśli).

    Podziwiam cię za taką cierpliwość i jednocześnie współczuję.

  42. Ale obciachu sobie szanowny pan autor narobił. Następnym razem radzę szklaneczkę melisy zamiast

    • Adam Zalewski
    • 13 listopada, 2011

    Dziś wieczorem otrzymałem link od mojej przyjaciółki – szanowanej powszechnie osoby. Kiedy wszedłem na stronę Bloga Pablo, zaniemówiłem.

    Panie Pawle. Jest w Pańskiej mocy kształtować gorące umysły, jak robi to moja, wspomniana przyjaciółka. Chce Pan, by Pański Blog był postrzegany jako śmieciarnia intelektu? Wstyd mi za Pana, bowiem ceniłem Pana wyżej. Nie jest istotna Pańska recenzja – nie w tym przypadku. Ja mogę się z nią zgadzać, lecz nie zabieram głosu, nie przeczytawszy książki Molendy. Nie każdemu to przeszkadza. Myślę, że Pańskim obowiązkiem jest uzmysłowianie ludziom wagi słowa i sensu wypowiedzi. Rozpętało się polskie piekiełko i nie pomogły nieśmiałe uwagi avo Lusion. Zrobił Pan człowiekowi krzywdę i to Pan ponosi odpowiedzialność za symetrię i ton wypowiedzi. Nie uścisnę Pańskiej „łapy” i chyba nie pochwali tego jarmarku złośliwości
    wspomniana wcześniej, przyjaciółka. Skoro każdy bez ograniczeń może wziąć udział w dyskusji na Pańskim Blogu, pozwolę sobie wyrazić wlasną opinię. Nie o książce Pana Molendy, której nie przeczytałem. Napiszę o tym, co wyprawiają „szanowni anonimowi.”
    Pan Jarosław Molenda napisał o roślinach. Jego prawem, skąd czerpał wiedzę. Jeżeli jest rzetelna, nie ma podstaw do krytyki, jaka miała miejsce. Jeżeli zawinił, napiszcie w czym rzecz, lecz nie niszcie człowieka złośliwością i jakąś zaciekłością, która nawet mnie przeraża.
    Molenda broni się niczym samotny, ranny bawół afrykański
    zaatakowany przez watahę likaonów. Wiecie, co to są likaony? Radzę sprawdzić. Ponieważ popełnił jakże ludzki błąd, usiłując się bronić – okazał słabość i nastąpił zespołowy atak.
    Pańska recenzja, Panie Pawle jest OK, lecz to, do czego Pan dopuścił jest ordynarne. Autor popełnił błąd, zwracając się do Pana. Zranił. No i dobrze mu tak, co? Forumowicze – ci, co przeczytali oraz ci, którzy nie przeczytali, ruszyli do ataku. Za nic zdała się treść książki. Zajęto się stanem nerwowym autora. Zacznę cytaty:

    „Ależ się Pan zdenerwował…Doprawdy nie rozumiem dlaczego” pisze Bernardeta.
    Doskonale Pani rozumie. Gdyby to Panią opluwano, uśmiechałaby się Pani do oprawców? To domena Chrystusa. Proszę, żeby zrozumiała Pani szok i dramat autora. Co podpowiada Pani serce? A.Z.

    „A czy ktoś Panu tutaj dopiekł?” pisze Aleksandra Świerczek.
    To zwykły cynizm, Pani Aleksandro. Czy Pani naprawdę tak myśli? A może poniosły emocje? Radzę przemyśleć. Mieć wlasne zdanie to jedno, lecz brać udzial w brutalnym, zbiorowym samosądzie, to inna rzecz. Wierzę, że Pani zgodzi się ze mną. A.Z.

    „Szanowny Panie autorze, dlaczego tak bardzo się Pan obrusza?” – pisze ollena.
    Odpowiem w imieniu autora: „Bo broni swoich racji przed tym, co najgorsze w internecie. Nawet, jeżeli czyni to niezręcznie, atakując zupełnie niezłą recenzję, ja go rozumiem. Autor, to tylko człowiek – jak Wy.
    A dalej czytam jeszcze u Pani: „Skoro takie rzeczy Pan tu wyprawia…”
    To nie autor, Droga Pani „wyprawia”. Może to nie on, lecz Wy, Szanowni Forumowicze, dzięki intencjonalnej bezczynności Blogera „wyprawiacie”, co chcecie, zamieszczając te żenujace opinie.
    Tak nie możemy postępować. Twórzmy dyskusję merytoryczną, nie emocjonalną. Tej ostatniej uległ niestety autor, lecz przytoczę znane zdanie: „Niech rzuci kamieniem ten, kto jest bez winy”. Powołuję się na tak skrajne przyklady, bowiem dyskusja stala się bezprzedmiotowa.
    Przykładem tego, jak nisko upadła jest zdanie typowe dla nieopierzonych internautów, wypisane przez jakąś tam Mayę: „To się pan autor obruszył. Oj, jego rządzi.”
    „Tyskie rządzi” – Droga Pani.Chcecie być tacy jak Maya? Uwierzcie, nie warto.
    Czy zrozumiał Pan sens wypowiedzi „kalio”, Panie Pawle? Czy zrozumiał Pan sens „hehe” avoLusion? Może warto się nad tym pochylić? i pomóc tym, którzy potrzebują Pańskiej pomocy.

    Adam Zalewski

    • Panie Adamie odpowiem krótko, wyjątkowo zabierając głos, przez szacunek dla Pana osoby.

      Kiedy wypowiedzi Pana Molendy leżały w kolejce do moderacji, zastanawiałem się, czy je dopuścić. Domyślałem się, jaka będzie reakcja. Jednak skoro autor miał zamiar skomentować publicznie , nie mogę mu tego prawa odbierać, a co za tym idzie nie mogę tego prawa odbierać innym użytkownikom. Nie mnie oceniać, które wypowiedzi są dopuszczalne, a które nie.

      Wszelkie obraźliwe i ordynarne komentarze zostały przeze mnie usunięte.

      Paweł Kwil

  43. Powyższa opinia (nie chcę nazywać tego recenzją – z definicji – po rzeczywiście wyszło by coś drętwego na miarę krytyków z gazet i ‚poważnych’ portali) nie powala słowną ekwilibrystyką – ot zwyczajna ocena książki (przypuszczam średniej, ale po którą warto sięgnąć), względnie rzeczowa ale i grzeczna. Nie jest to szczyt możliwości Pablo (sądząc po innych wpisach), ale i nie jest to kompletne dno. Dostałem się tu po linku sugerującym, że książka jak i sam jej autor zostali zmieszani z błotem, ale zarówno po pierwszym przeczytaniu wpisu i chwilę później – kolejnym, nie mogłem doszukać się odpowiedniego zdania/akapitu.
    Wpis sugeruje, że książka jest średnia – ale czego oczekiwać, gdy ta porusza się po bezpiecznym (lekko oklepanym) gruncie – praktycznie wszędzie w tym temacie możemy dowiedzieć się jaką wielką rolę odegrał m.in. ziemniak. Trudno zatem pisać epistoły, gdy nie ma specjalnie o czym.

    Co do samej dyskusji i m.in. odpowiedzi autora książki: zraził mnie do siebie personalnym wybiegiem do autora wpisu. Dyskusja dotyczy jej przedmiotu, czyli opinii nt. książki a nie autora tej opinii. Taka zagrywka – nie wiem czy z braku sensownych argumentów, czy z innych pobudek – jest zwyczajnym trollowaniem. To jest niedopuszczalne w żadnym względzie w dyskusji na poziomie. Przyznam też, że pierwszy raz spotykam się z czymś takim. Mam doświadczenia z wieloma autorami i nigdy mi się nie zdarzyło nic podobnego.

    PS. Magisterka jest pisana w formacie A4. Myślę, że po zmianie formatu, marginesów, odpowiednim ustawieniu światła między liniami tekstu i pojedynczymi znakami itp. – z tych 364 stron zrobiło by się około 200, czyli właśnie taka porządna magisterka.

  44. Recenzja Pabla mi się nie podoba. Nie rozumiem, co jest złego w sięganiu po zdjęcia z Wikipedii – owszem, sporo tam artykułów słabych, ale zdarzają się też bardzo dobre, z bogatą bibliografią, a i świetnych zdjęć nie brakuje. Nie uważam też, że każda książka musi mieć konkretnie zdefiniowanego „docelowego odbiorcę” ani że autor powinien przewidywać i spełniać oczekiwania wszystkich potencjalnych czytelników.

    Z drugiej strony dziwi mnie bardzo, że pan Molenda tak się uczepił tej pozytywnej w końcu recenzji. Że do rzeczowych argumentów dołączył wycieczki osobiste. Oczywiście ma prawo do skrytykowania recenzji swojej pracy, ale po autorze książki popularnonaukowej oczekuje się więcej konstruktywności, a mniej emocji.

    Pan Molenda chyba nie wie, jak funkcjonuje społeczność blogerów, i sam się podkłada. Zasada jest taka, że jeśli autor bloga zostanie zaatakowany, to jego wierni czytelnicy ujmą się za nim, i to bez względu na to, czy atak był słuszny, czy też nie.

    A tak na marginesie – podpisanie recenzji imieniem i nazwiskiem wcale nie gwarantuje, że będzie ona rzetelna.

    • Adam Zalewski
    • 13 listopada, 2011

    Ja nie usprawiedliwiam autora, Panie Pawle i wyraźnie o tym piszę. Poruszyłem inny zupełnie temat, o czym obaj doskonale wiemy. Cenię sobie Pańską publicystykę, lecz martwią mnie pewne zjawiska. Jestem pewien, że doskonale mnie Pan zrozumiał. Napisalem uczciwie i bez lęku, licząc na chłodne, sensowne spojrzenie i mam nadzieję, że tak pozostanie.

    Pozdrawiam
    Adam Zalewski

  45. Jak na standardy internetowe, to powyższa dyskusja i tak sytuuje się gruuubo powyżej średniej. 🙂

  1. No trackbacks yet.

Dodaj komentarz