Archiwum dla Listopad 2010

„Ostatnią kartą jest śmierć” Anna Klejzerowicz

„Ostatnią kartą jest śmierć” to najnowsza książka pióra Anny Klejzerowicz. Powieść ta jest czasami błędnie określana jako debiut literacki tej pisarki. Pani Anna jest autorką między innymi, wydanego w tym roku kryminału „Sąd ostateczny”, którego niestety nie było dane mi jak dotąd przeczytać. „Ostatnią kartą jest śmierć” jest łatwą, lekką i prostą lekturą, lecz czy przyjemną? Na ile książeczka licząca raptem 190 stron, może rozwinąć się i wciągnąć w swój świat? Przekonajmy się!

Główną bohaterką powieści jest dziennikarka Weronika Daglewska, autorka rubryki kryminalnej w lokalnej gazecie. Poznajemy ją, kiedy znajduje się na życiowym zakręcie. Zwolniono ją dopiero co z pracy a jej dotychczasowy partner postanowił rozejrzeć się za kimś innym. Pełna rozterek Weronika udaje się do wróżki Semiramidy. Ekscentryczna starsza pani przepowiada jej niebezpieczeństwo. Po jakimś czasie od wizyty, rozchodzi się wiadomość, że Semiramida wypadła z okna i poniosła śmierć na miejscu. Mąż wróżki zleca Weronice śledztwo w tej sprawie.

Po powyższym opisie można już stwierdzić, że fabuła książki nie jest jakaś specjalnie oryginalna i odnoszę wrażenie, że taki chyba był zamysł autorki. Do samego końca perypetie pani Weroniki i jej partnera Damiana nie zaskakują niczym specjalnym. Ot opowieść toczy się, jakby była lekką piłeczką puszczoną z górki. W zasadzie bez wysiłku dotarłem do finału, wzruszyłem ramionami i odłożyłem książeczkę bez głębszych refleksji na półeczkę.

Czy to oznacza, że książka jest zła? Otóż nie do końca. Mimo tej skrajnej prostoty rodem z tasiemcowych, kryminalnych seriali na Polsacie, czyta się ją dobrze. Fabuła jest na tyle prosta i jednotorowa, że powiastkę można zabrać na przystanek, do autobusu czy do poczekalni u dentysty i nie ma się co martwić, że przegapi się docelowe miejsce podróży lub swoje nazwisko wołane przez pielęgniarkę. Ona jest po prostu do tego stworzona! Jest lekka, niewielka i poręczna, więc idealnie mieści się w damskiej torebce (sprawdzałem), a wątek sprawnie umila czas, jednak nie wciąga do swojego świata na tyle, żeby się wyłączyć z otoczenia i nie zmusza do myślenia, więc i gwar nie jest przeszkodą by się nią raczyć.

„Ostatnią kartą jest śmierć” to dla mnie przykład takiego pocket book’a. Starcza na około 3-4 godziny w zależności od warunków otoczenia i mieści się w kieszeni. Nie aspiruje do miana wielkiego kryminału i nie udaje specjalnie czegoś więcej, niż jest w rzeczywistości. Troszkę kryminału i szczypta humoru, tworzą trzon tej mini – powieści, doprawiony dodatkowo nutą romansu (swoją drogą gustownie napisanego). Ładne wydanie z ciekawą okładką i fajnymi grafikami nie usprawiedliwia jednak, moim zdaniem, ceny. 25 polskich nowych złotych za 3 godziny czytania? To ja dziękuję, wolę iść do kina.

Oceniam książkę jako typowego średniaka, bo zła nie jest – środeczek skali.

Wydawca: Oficynka

Ilość stron: 186

Data wydania: wrzesień 2010

Moja ocena: 5/10

„Złodziej pioruna” Rick Riordan

Wśród książek fantastycznych dla starszych dzieci i młodzieży wybór jest całkiem spory. Szczególnym powodzeniem w tym segmencie cieszą się całe serie, że wspomnę tylko o Opowieściach z Narni czy oczywiście samym Harrym Potterze. Dzisiaj porozmawiamy jednak o jednym z najpoważniejszych – moim zdaniem – pretendentów, do miana najlepszej książki/serii przygodowo – fantastycznej dla młodzieży, a mianowicie o pierwszym tomie sagi „Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy” pióra pana Ricka Riordana zatytułowanym „Złodziej Pioruna”.

Książka opowiada losy pewnego dwunastolatka Percy Jacksona, mającego notoryczne kłopoty w szkole, podejrzanego o ADHD i żeby tego było mało – dyslektyka. Podczas wycieczki do nowojorskiego muzeum popada on jednak w tarapaty. Na skutek dalszych wydarzeń, Percy trafia do specjalnego obozu założonego przez Bogów Olimpijskich i dowiaduje się, że jest dzieckiem jednego z Bogów – czyli herosem. Na tym w skrócie bazuje fabuła książki. Pozostanę przy tym lakonicznym opisie by nie niszczyć wam zabawy płynącej z tej niewątpliwie ciekawej lektury.

Jako obyty z fantastyką czytelnik, spodziewałem się typowej, wyświechtanej do reszty opowieści o wyidealizowanym chłopaku, odrzuconym przez otoczenie, który ujawnia w pewnym momencie swoje nadludzkie zdolności i daje popalić wszystkim wokół. Gdyby obiektywnie spojrzeć na fabułę książki, w sumie dokładnie to dostałem. Sęk w tym, że historia opowiadana jest w tak fajny i dynamiczny sposób, że ani przez moment nie przeszkadzała mi sztampa, a sam bohater okazuje się znacznie ciekawszy niż jego największy książkowy rywal – Harry Potter.

„Złodzieja pioruna” czyta się błyskawicznie. Akcja galopuje do przodu przystając jedynie w kilku miejscach a i to tylko po to by później przyspieszyć ze zdwojoną siłą. Niestety po przeczytaniu większej połowy, tempo nagle jakby siada. Trudno wytłumaczyć dlaczego, ale w pewnym momencie czytanie straciło impet i przez kilkanaście stron, musiałem się mozolnie przebijać. Na szczęście okazało się to jedynie przejściowym problemem i dalsza lektura, aż do satysfakcjonującego finału, nie zaliczyła już żadnych wpadek.

Rick Riordan osadził większość akcji książki na terenie współczesnych Stanów Zjednoczonych. Przyjdzie nam zwiedzić miasta takie jak Nowy Jork, St. Louis czy Los Angeles. Same opisy miejsc i charakterystycznych budynków, są na szczęście rozwinięte jedynie na tyle by można było je sobie wyobrazić. Dzięki tym zabiegom i wspomnianej wcześniej ciągłej akcji, książka uniknęła całkowicie jakiekolwiek nudy i dłużyzn, co – zważywszy szczególnie na grupę docelową powieści – jest bardzo dobrą wiadomością.

Pierwszy tom serii o Percy Jacksonie, w mojej opinii wypada lepiej niż dobrze. Charakterystyczny bohater, którego po prostu nie da się nie lubić, akcja która nie pozwala spokojnie odłożyć książki na bok, czy cała gama różnorodnych postaci powodują, że obcowanie z książką to, od początku do końca – czysta przyjemność. Mityczny świat „wepchnięty” w naszą codzienną rzeczywistość, stwarza wrażenie, jakby był blisko – gdzieś w zasięgu ręki. „Złodzieja pioruna” polecam każdemu! Młodzież będzie się świetnie przy niej bawić, przy okazji poznając mitologię, a starsi czytelnicy (nawet Ci oklepani z fantastyką na wszelkie możliwe sposoby) zyskają te 2-3 wieczory czystej rozrywki, która pozwala się zupełnie bezstresowo oderwać od codzienności.

Polecam!

Wydawca: Galeria Książki

Ilość stron: 400

Data wydania: 2009

Seria: Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy tom I

Moja ocena: 8/10

Recenzja opublikowana wcześniej na portalu Fantasy Book

Lista TOP 25 S-F

Witam!

Jako, że od jakiegoś czasu na moim blogu zamieszczam recenzje, mało znanych acz błyskotliwych powieści  science fiction, postanowiłem troszeczkę poszerzyć horyzont i zamieścić listę 25 książek, uznanych na tej stronie za klasyki gatunku. W miarę możliwości wyszukałem polskie tytuły tych książek, a opis ich po części przetłumaczyłem a resztę dodałem od siebie.

Zapraszam do zapoznania i czytania!

1. „Fałdka czasu” Madeleine L’Engle – 1998 Prószyński i S-ka. I tom fantastycznej opowieści dla młodzieży. Druga i zarazem ostania część nosi tytuł „Przeciąg w drzwiach”. Meg Murry i jej mały, niezwykły braciszek Charles Wallace nie przypuszczali, że wyprawa do opuszczonego domu w lesie stanie się początkiem niesamowitej, pełnej zdumiewających, choć często niebezpiecznych przygód wyprawy w bezmiar kosmosu, która miała doprowadzić do rozwikłania tajemnicy zniknięcia ich ojca. Jaką rolą w tym wszystkim odegrały trzy dziwaczne, na pozór zabawne, starsze damy?

2. „Rok 1984” George Orwell – Tej książki nie będę bliżej przedstawiał, bo chyba każdy przynajmniej o niej słyszał:) Zdecydowanie klasyka!

3. „Kroniki Marsjańskie” Ray Bradbury – Hit którego nie muszę chyba przedstawiać – aczkolwiek nie czytałem 😉 Zbiór kilkunastu opowiadań o zasiedlaniu Marsa przez Ludzi.

4. Seria książek o Enderze Orson Scott Card – Jedna ze słynniejszych ostatnio serii s-f w Polsce. Tytułowy Ender prowadzi ludzkość w wojnie przeciw obcym najeźdźcom. Stoją już u mnie na półce pierwsze tomy:)

5. „Autostopem przez galaktykę” Douglas Adams – mocno zakręcona i ze sporą dawką cynicznego humoru – tak określa ją większość czytelników. Ponoć rewelacja… 🙂

6. seria Fundacja Isaac Asimov – 10 tomowa seria. Jakoś nie miałem przekonania nigdy do tej sagi. Podczas Zjazdu Dziesięcioletniego na Trantorze, stołecznym świecie Imperium, młody matematyk Hari Seldon przedstawia referat, z którego wynika, że wzory psychohistoryczne pozwolą być może kiedyś przewidywać zachowania dużych zbiorowisk ludzkich, a co za tym idzie – przyszłość.

7. „Diamentowy wiek” Neal Stephenson – Zdecydowany klasyk. W świecie, w którym wszystko jest na wyciągnięcie ręki, gdzie domowe kompilatory materii potrafią stworzyć niemal każdy żądany przedmiot, rozwój techniki determinuje los jednostki. Ale świat ten skazany jest na zagładę. Jego przyszłość znalazła się w rękach małej dziewczynki, która przypadkowo weszła w posiadanie pewnej wielce istotnej księgi…

8. „2001: odyseja kosmiczna Arthur C. Clark – Na podstawie tej książki powstał bardzo ciekawy film. W opinii niektórych nawet lepszy niż powieść, która to ponoć jest zdecydowanie bardziej science niż fiction.

9. „Wojna światów” H.G. Wells – Bardzo znana dzięki ekranizacji Spielberga. Zarówno książkę, jak i samego autora po prostu trzeba znać. Absolutny klasyk.

10. „Dawca” Lois Lowry – Zaryzykuję stwierdzenie, że to jedyne ciekawe dzieło tego autora. W świecie Jonasza wszystko jest doskonałe: nie ma bólu, przemocy ani cierpienia, nie trzeba podejmować decyzji ani dokonywać wyborów. Nie ma też barw, muzyki ani uczuć. Obowiązuje tu ścisły regulamin, którego nikt nie waży się łamać. Każdy zna przypisaną mu rolę w społeczeństwie i wykonuje ją perfekcyjnie. Dwunastoletni Jonasz ma właśnie otrzymać swoją i rozpocząć szkolenie. Wtedy dowiaduje się czegoś, co nim wstrząsa i burzy tak mozolnie wypracowany ład jego świata…

11. „20.000 mil podmorskiej żeglugi” Juliusz Verne – Chyba nie muszę przedstawiać tego dzieła. Zarówno jak poprzednia pozycja, książka ta jest ppropozycją dla młodszych czytelników, ale gwarantuję, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie.

12. „Pianola” Kurt Vonnegut – moim zdaniem jedna ze słabszych książek tego autora, ale niewiele czytałem, więc może to tylko moja mylna opinia. Pianola, debiutancka powieść Kurta Vonneguta, to znakomicie napisana antyutopia w kostiumie science fiction i – mimo upływu półwiecza od jej publikacji – nadzwyczaj aktualna satyra na społeczeństwo zafascynowane komputerami i automatami, a lekceważące wartości humanistyczne.

13. „Solaris” Stanisław Lem – Jedyna rodzima pozycja w zestawieniu. Lema nie toleruję jakoś. Jego filozoficzno – naukowe przesłania jakoś nie trafiają w mój gust. Może czas zrobić kolejne podejscie?

14. „NeuromancerWilliam Gibson – Klasyka cyberpunku. Case, jeden z najlepszych „kowbojów cyberprzestrzeni” poruszających się w wirtualnym wszechświecie, popełnił błąd, za który został srogo ukarany. Za nielojalność wobec zleceniodawców płaci uszkodzenie… Case, jeden z najlepszych „kowbojów cyberprzestrzeni” poruszających się w wirtualnym wszechświecie, popełnił błąd, za który został srogo ukarany. Za nielojalność wobec zleceniodawców płaci uszkodzeniem systemu nerwowego, co uniemożliwia mu dalszą pracę i skazuje na uwięzienie we własnym ciele. W poszukiwaniu lekarstwa wyrusza do Japońskiej Chiby, gdzie zdobywa fundusze, by w nielegalnych klinikach odzyskać zdolność podłączania swego umysłu do komputera.

15 „Frankenstein” Mary Shelley – Pierwsza powieść s-f w dziejach ludzkości:) Napisana w 1818 roku przez 19nasto letnią wtedy pisarkę. Najlepsze jest to, że książkę z powodzeniem można przeczytać i dzisiaj:)

16. „Kroniki Diuny” Frank Herbert – seria bodajże 7 tomów, uznawana za absolutny hit, pretendująca do miana najlepszej serii s-f wszech czasów. Obecnie pięknie wydawana przez Rebis z fenomenalnym opracowaniem graficznym pana Wojtka Siudmaka.

17. „Jurrasic Park” Michael Crichton – stosunkowo kontrowersyjna pozycja na liście, jednak po dłuższym zastanowieniu mogę zgodzić się z autorami. Książka zdecydowanie lepiej będzie odebrana przez nastoletnich adeptów fantastyki:) Fabuły chyba nie muszę przedstawiać?:)

18. „Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?” Philip K. Dick – Cóż tu napisać. Na jej podstawie powstał, najsłynniejszy chyba film s-f „Blade Runner”. Książkę można też kojarzyć z „Łowcą androidów” którego wydarzenia dzieją się później niż te z książki. Dla niezdecydowanych: Przełom wieku XX i XXI. Na wyniszczonej Ziemi pozostały tylko niedobitki populacji ludzkiej. Żywe zwierzę jest cenne niby dzieło sztuki. Policjant Rick Deckard dostaje zadanie zlikwidowania grupy zbuntowanych androidów typu Nexus-6. Ich moduły mózgowe mają dwa tryliony składowych i są w stanie dokonać wyboru spośród dziesięciu milionów możliwości działania. Ale najważniejsze to, że roboty mają również wolę życia i przetrwania

19. Saga Świat Pierścieni Larry Niven – Czterotomowa seria na nowo wydawana aktualnie w pięknej formie w Polsce przez wydawnictwo Solaris. Lareatka tak wielu nagród, że nie będe ich tutaj wymieniał. Historia odkrycia i pierwszej eksploracja Świata Pierścienia – najbardziej zadziwiającego tworu w poznanym kosmosie. Pierścień to sztuczny świat, trzy miliony razy większy od Ziemi, gigantyczna konstrukcja opasująca słońce i z niego czerpiąca energię. Kto zbudował tę nieprawdopodobną konstrukcję i w jakim celu? Czy budowniczowie Pierścienia wciąż jeszcze na nim żyją?

20. „Kwiaty dla Algernona” Daniel Keyes – Zupełnie nieznana mi pozycja. Kwiaty dla Algernona powstały pierwotnie jako opowiadanie, które błyskawicznie zyskało niebywałą wprost sławę. Autor na podstawie opowiadania stworzył przejmującą opowieść – jej bohatera, Charliego Gordona, poddano niezwykłemu eksperymentowi, który miał spowodować wzrost jego inteligencji. Historia jest głębokim studium psychologicznym, a zarazem współczesnym moralitetem.

21. „Lewa ręka ciemności” Ursula K. Le Guin – Jedna z najlepszych książek tej pisarki. Akcja Lewej ręki ciemności rozgrywa się na egzotycznej planecie o swojskiej nazwie Ziemia; jej mieszkańcy okazują się na wskroś ludzcy, lecz różni ich od Ziemian jeden drobny szczegół: są… hermafrodytami.Na tej planecie, znacznie zapóźnionej w rozwoju techniki, postawiono na wykorzystanie ukrytych zdolności psychicznych człowieka, które pozwalają mu maksymalnie skupić własne siły duchowe i fizyczne.

22. „Księżniczka Marsa” Edgar Rice Burroughs – mało znana w Polsce książka. John Carter walczący w randze kapitana kawalerii po stronie Południa w amerykańskiej Wojnie Domowej, po zakończeniu wojny wyrusza wraz z przyjacielem na poszukiwanie złota. W trakcie tych poszukiwań w bliżej niewyjaśnianych okolicznościach zostaje przeniesiony na Marsa. Dzięki mniejszej grawitacji Marsa zyskuje większą siłę objawiającą się m.in. w możliwości wykonywaniu dalekich skoków. Te atuty pozwalają mu uniknąć śmierci z rąk tubylców – Tharków (zielonych olbrzymów o sześciu kończynach). W trakcie okazuje się jednak, że na Marsie żyje więcej ras rozumnych – w tym humanoidalne. John Carter zakochawszy się w księżniczce jednej z tych ras, wyrusza na jej ratunek.

23. „Flatlandia czyli Kraina Płaszczaków: Powieść o wielu wymiarach” Edwin A. Abbott – Książeczka raczej dla młodszych czytelników. Połączenie geometrii, fantatsyki i matematyki. Czy to możliwe? Okazuje się że tak, i na dodatek w bardzo atrakcyjne formie!

24. „Obcy w obcym kraju” Robert A. Heinlein – Z okładki: BYŁ SOBIE RAZ MARSJANIN NAZWISKIEM VALENTINE MICHAEL SMITH Absolutnie wszystko na świecie było dla niego obce – poglądy, motywy działania, przyjemności. Z drugiej strony, on sam został wychowany przez mądrą, subtelną i wysoko rozwiniętą, ale całkowicie nam obcą rasę. Recenzję innej książki tego autora „Władcy marionetek” wkrótce znajdziecie i mnie na blogu:)

25. „Nowy wspaniały świat” Aldous Huxley – Jedna z najgłośniejszych antyutopii. Bez wątpienia ścisła klasyka s-f. Recenzja tutaj.

Lista ta nie jest idealna i z niektórymi pozycjami mógłbym się kłócić, jednak widać, że każdy znajdzie na niej coś dla siebie. Jej mocną stroną jest spore urozmaicenie. Od książek dla dzieci po ambitną literaturę. Od lekkiego s-f po twardy cyberpunk… Dla każdego coś miłego.

Postaram się co jakiś czas rzucić recenzję książki z tej listy. Może w komentarzach wybierzecie mi którąś? Obiecuję wrzucić ją jeszcze przed świętami!

Pozdrawiam i zapraszam gorąco do dyskusji!

„Ostatni rejs Fevre Dream” George R. R. Martin

George R. R. Martin zasłynął na świecie, dzięki swojej epickiej sadze „Pieśń Losu i Ognia”. Zdaniem wielu krytyków, odkrył on tym samym na nowo przed czytelnikami, nurt tradycyjnej fantasy w literaturze. Ostatnio dane było mi zapoznać się z jego najnowszą książką „Wyprawa łowcy”, napisaną wraz z G. Dozoisem i D. Abrahamem. Była to typowa powiastka science fiction, która jednak nie wyróżniała się niczym szczególnym, spośród innych pozycji dostępnych na rynku. Dzisiaj zajmiemy się jednak jedynym horrorem, który wyszedł spod pióra pisarza, zatytułowanym „Ostatni rejs Fevre Dream”.

Powieść ta opowiada losy pewnego twardego kapitana żeglugi rzecznej Abnera Marsha. Pewnego dnia nasz bohater, bliski bankructwa, spotyka się z tajemniczym człowiekiem imieniem Joshua York. Okazuje się on arystokratą i bogaczem, który chce zainwestować swój majątek w budowę wielkiego parowca i wybrał Abnera, by to on pokierował tą jednostką. Z początku lukratywna oferta objawia się kapitanowi jako ziszczenie jego najskrytszych marzeń, jednak z czasem pan York wraz z jego towarzyszami, zaczyna wzbudzać w załodze coraz większy niepokój. Opuszcza on swoje kajuty jedynie po zmierzchu a posiłki spożywa w nocy. W spojrzeniu jego zaś tkwi jakaś dziwna nieokreślona głębia…

Jak łatwo domyślić się z powyższego opisu, „Ostatni rejs Fevre Dream” opowiada o losach wampirów, które wypłynęły parowcem, dowodzonym przez doświadczonego kapitana w daleki rejs po rzece, aż do Nowego Orleanu. Mimo, że opis ten może wydawać się błahy i oklepany, akcja książki wciąga szybko i nader skutecznie. Mimo niespiesznego rozwoju fabuły urzekł mnie przede wszystkim klimat i barwne, wręcz soczyste, opisy. Początkowo sztampowa historia szybko zaczyna się rozwarstwiać i zagęszczać a wampiry przedstawiane są w zgoła odmiennym, od przyjętych standardów, świetle.

W połowie lektury zorientowałem się w czym tkwi tak wielka siła przyciągania książki. Autor nie szczędził wysiłku by stworzyć oryginalne postacie występujące w „Ostatnim rejsie Fevre Dream”. Są one po prostu niebanalne, każda z nich jest charakterystyczna, posiada swój wachlarz ruchów i zachowań. Efekt tych zabiegów jest taki, że czytelnik jest w stanie przewidywać kolejne posunięcia poszczególnych bohaterów powieści. Z możliwości tej płynie sporo radości. Książka przyciąga przez to nie tylko zgrabną i komplikującą się fabułą, ale i satysfakcją jaką daje śledzenie ewolucji i poczynań postaci takich jak Abner Marsh, Joshua York czy Damon Julian.

Tradycyjnie dodam jeszcze kilka słów o stronie wizualnej książki. Za „Ostatni rejs Fevre Dream” przyjdzie zapłacić nam 35 zł 90 gr. W zamian dostajemy stosunkowo solidną, miekką okładkę ze skrzydełkami i 586 estetycznie zadrukowanych stron na papierze dobrej jakości. Samo lepienie jest na tyle trwałe, że nie udało mi się złamać grzbietu – za to kolejny plus. Kilka słów uznania należy się także tłumaczowi Robertowi P. Lipskiemu. Przekład jest na tyle dobry, ze nie raził mnie nigdzie sztucznością, a plastyczność opisów momentami zapierała dech w piersiach. Literówek ani błędów również nie stwierdziłem.

„Ostatni rejs Fevre Dream” nie jest typowym horrorem. Jest to raczej powieść przygodowo – fantastyczna z lekkim dreszczykiem. Nie brakuje w niej co prawda drastycznych i krwawych momentów, jednak nie są one celem samym w sobie dla autora. Plastyczne i sugestywne opisy brnącego przez nurt rzeczny parowca, pobudzają wyobraźnię, jednak uczucie niepokoju będzie towarzyszyć wam nawet w najjaśniejszy dzień. Dzięki temu klimatowi i starannie przemyślanym bohaterom, książkę czyta się gładko i niesłychanie przyjemnie.

Po lekkim zawodzie jaki sprawiła mi książka „Wyprawa łowcy”, tym razem jestem w pełni zadowolony z tego co George Martin zafundował swoim czytelnikom w „Ostatnim rejsie Fevre Dream”. Ciekawa, wielowarstwowa i wciągająca fabuła, nieszablonowi bohaterowie i estetyczne wydanie – czy można chcieć czegoś więcej? Polecam każdemu spragnionemu czegoś ambitniejszego niż tylko romansidła z wampirami, które to ostatnio zalewają rynek. Tutaj dzieci nocy nie są sexy i nie zakochują się namiętnie w każdej nastolatce…

Polecam!

Wydawca: Zysk i S-ka

Ilość stron: 586

Data wydania: 2010

Moja ocena: 9/10

Stosik #5

Witam!

Miałem w planie najbliższy stosik wrzucić dopiero z początkiem grudnia, razem z planowanymi recenzjami. Tak się jednak złożyło, że stos urósł znacznie i nie wypada tego faktu przed Wami moi drodzy zatajać!

Więc lecimy!


Bez zbędnych wstępów od dołu jak leci:

1. „Ostatni lot nad kongo” Wojciech Scelina – wygrana u Mary! Dzięki! Książka opowiada o ludobójstwie w Kongo, który miał miejsce w XIX wieku. Na razie nie planuję recenzji, bo po prostu nie mam kiedy jej przeczytać.

2. „Assassin’s Creed: Renesans” – Oliver Bowden – wygrana na Fantasybooku. Dzięki! Kto nie słyszał nigdy o tej znanej grze komputerowej/konsolwej? Mam szczere wątpliwości co do jej jakości, ale przekonać się muszę:) Recenzji nie planuję również.

3. „Portret Doriana Graya” Oscar Wilde – wygrana na Fantasybooku. Dzięki! Piękne filmowe wydanie kultowej książki! Zdjęcia z filmu, twarda okładka i staranne wydanie – po prostu musiałem mieć to na półce:)

4. „Był sobie złodziej” Jacek Skowroński – książkę nabyłem po lekturze rewelacyjnej Muchy tegoż autora.  Recencja pojawi się, kiedy ktoś zafunduje mi maszynę do przemieszczania się w czasie;)

5. „Zasłyszane w kiciu i gdzie indziej” Jeffrey Archer – Książkę zakupiłem w taniej książce za bodajże 14,-. Miała służyć zapoznaniu się z tym znanym pisarzem. Nie miałem w planie szybko jej czytać jednak po kilku stronach tak mnie wciągnęła, że połknąłem ją całą podczas weekendowego wyjazdu! Więcej znajdziecie o niej tutaj!

6. „Dziewczyna z sąsiedztwa” Jack Hetchum – nabyłem dzisiaj w okazyjnej cenie 22,-. Muszę, po prostu MUSZĘ ją przeczytać w końcu. Straszy mnie nią większość znajomych. Czy słusznie? Obiecuję recenzję w grudniu!

7 „Obóz koncentracji” Thomas M. Disch – OD jakiegoś czasu wygrzebuję mało znane, aczkolwiek ciekawe tytuły s-f  fantasy.  Byli już np: Gobeliniarze czy ostatnio Enklawa. Obóz to tytuł wzbudzający sporo kontrowersji i oceniany bardzo skrajnie. Dodam jeszcze, że książka (podobno błędnie) jest czasami klasyfikowana jako historyczna. Recenzja w grudniu.

8. „Ostatnią karą jest śmierć” Anna Klejzerowicz – książka od Oficynki. Dzięki! Króciutki kryminalik. Recenzja wkrótce!

9. „Mucha” Jacek Skowroński – książka od Oficynki. Dzięki! Książka już zrecenzowana jednak wciągnąłem ją na stosik:) Świetna, wręcz genialna i pokazująca, że Polak potrafi. No i sam Skowron mnie pochwalił za reckę! (skromność musi być:P )

10. ” „Ponury” major Jan Piwnik” Cezary Chlebowski – Książka urzekła mnie opisem z tyłu okładki, a zaraz później ceną. Finał więc mógł być tylko jeden;) Mam i szybko zamierzam zrecenzować:)

11. „Czarny Horyzont” Tomasz Kołodziejczyk – książka wygrana w konkursie EGNMONTu! Dzięki! Z autografem i podziękowaniem od samego autora za udział w konkursie!:) Kiedy recenzja spytacie… W nowym roku – odpowiem;)

Na samym szczycie jeszcze widzicie pocztóweczkę dorzuconą przez Mary do wygranej przeze mnie u niej książeczki! Dziękować!

Pozdrawiam wszystkich i do usłyszenia!!! Tfu! Do przeczytania!!

„Zasłyszane w kiciu i gdzie indziej” Jeffrey Archer

Jaffrey Archer to pisarz, którego zawsze mijałem szerokim łukiem. Ostatnio jednak w moje ręce, zupełnie przypadkiem wpadła jedna z jego książek „Zasłyszane w kiciu i gdzie indziej”. Początkowo – za sprawą nietypowej szaty graficznej, nawet nie zorientowałem się, że mam do czynienia z Archerem. Po przeczytaniu pierwszej strony, opowiadania wciągnęły mnie na dobre. Zacznijmy jednak od początku.

„Zasłyszane w kiciu” to zbiór opowiadań złożony z dwunastu historyjek, zasłyszanych przez autora podczas jego pobytu w więzieniu. Jak łatwo można odgadnąć, każde z nich ma zabarwienie kryminalne, jako że opowiadane było przeważnie przez współ osadzonych więźniów. Niektóre z opowiadań zaskakują pomysłowością wyjętych spod prawa osobników, inne zaś łatwością z jaką można wejść w posiadanie gotówki.

Cała książka napisana jest ciekawym, plastycznym i dowcipnym językiem. Emocje towarzyszące nam podczas czytania ulegają częstym zmianom i – co ciekawe, często sympatią obdarza się samego kryminalistę. Ten nieco wywrócony system wartości dodaje dodatkowego smaczku, przez co opowiadania czyta się z rosnącą przyjemnością.

Nie sposób nie wspomnieć o samym wydaniu, które jest fenomenalne. Już okładka zdradza, że mamy do czynienia z nietypową pozycją. Kotek z cwanym spojrzeniem wita nas od pierwszych stron i przewija się do samego końca. Rysunki autorstwa Ronalda Seatle są wręcz genialne i jak żywo oddają postacie i sytuacje występujące w opowiadaniach. Całość wydrukowana jest na bardzo dobrej jakości papierze a obecności większych potknięć czy literówek nie stwierdziłem.

Nie będę rozwlekał tej recenzji w nieskończoność, bo byłoby to wodolejstwo. „Zasłyszane w kiciu i gdzie indziej” to świetny zbiór opowiadań, który w moim wypadku, zachęcił mnie do poznania innych książek Jeffrey Archera. Świetne wydanie, fenomenalne rysunki i błyskotliwa treść– czy te cechy nie są najlepszą rekomendacją dla książki? Polecam czytelnikom w każdym wieku. Wbrew napisowi na okładce, nie odnalazłem w niej treści, która zarezerwowana byłaby tylko dla osób dorosłych.

Dodam jeszcze na koniec, że książkę można dostać aktualnie w bardzo atrakcyjnej cenie w co lepszej księgarni lub Taniej Książce.

Polecam!

Wydawca: Prószyński i S-ka

Ilość stron: 320

Data wydania: 2007

Moja ocena: 9/10

„Enklawa. Wolski w shortach (2)” Marcin Wolski

Marcina Wolskiego znają chyba wszyscy. Stworzył on liczne słuchowiska w Polskim Radiu, pisuje min dla Wprost i Gazety Polskiej a swego czasu współtworzył satyryczny program telewizyjny Polskie ZOO. Jest on znany również jako twórca literatury fantastycznonaukowej, za co trzykrotnie nominowany był do Nagrody im. Janusza A. Zajdla. Jego zbiór opowiadań „Enklawa. Wolski w shortach (2)”, to lektura co prawda już nieco wiekowa, bo licząca sobie miejscami ponad 33 lata (tyle liczy sobie tytułowa minipowieść), jednakże nad wyraz aktualna. Czym mnie urzekła? Zapraszam do lektury!

Zbiór składa się w przybliżeniu z trzech części. Pierwszym jego elementem jest tytułowa powieść (nowelka?) „Enklawa”, po niej znajdziemy dział „Baśnie dla bezsennych”, czyli sześć opowiadań o tematyce zbliżonej do science fiction. Książkę zamykają „Horrory na późne wieczory” – osiem króciutkich opowiastek z często mocno ironicznym i niejednoznacznym przesłaniem. Niejako w postaci bonusu na 255 stronie znajduje się jeszcze opowiadanie „Party”, które nijak ma się ani do fantastyki ani do s-f, jednak jest tak genialne, że cieszę się niezmiernie, iż dane mi było go przeczytać. Tyle jeżeli chodzi o zawartość zbioru. Przejdźmy teraz do esencji, czyli do treści.

„Enklawa” to historia opowiadająca o bliżej niesprecyzowanej przyszłości. Akcja toczy się nieokreślonym miejscu i opowiada o pewnym proroku – geniuszu i naukowcu Jeremiaszu, który na dachu wieżowca urządził sobie dziewiczą oazę – Enklawę. Na wysepce tej, wskutek zamachu, ląduje potentat i milioner imieniem Walter. Okazuje się, że jej opuszczenie jest niemożliwe i nasz bohater zmuszony jest poznać bliżej wspomnianego Jeremiasza. Jednocześnie super tajny agent Tim wraz z ekipą, tropią grupę religijnych separatystów. W pewnym momencie do zabawy dołącza jeszcze siedemnastoletnia Zuzia, szukająca silnego męskiego ramienia, tajemniczy Piętaszek i ninja Nakayama.

W „Enklawie” odnalazłem dużo punktów wspólnych z „Nowym wspaniałym światem” Huxleya, który w powieści Wolskiego nie jest ani nowy ani tym bardziej wspaniały. Przedstawione realia autor opierał – jak sam przyznaje, na swoim wyobrażeniu zachodu (powieść pisana była w 1977 roku) i w zamyśle miała być to karykatura naszego rodzimego PRL-u. Efekt tego eksperymentu okazał się niesłychanie ciekawy, trafiony i wręcz proroczy. Aktualność treści „Enklawy” zaskoczy jeszcze zapewne niejednego czytelnika. Przesłania, które wyłaniają się po skończonej lekturze, są dobitne i co najcenniejsze – zmuszają czytelnika do zastanowienia się nad tą z pozoru banalną historią.

Środek książki wypełniają „Baśnie dla bezsennych”, czyli sześć opowiadań niezwykle zróżnicowanych gatunkowo. Wśród nich znajdziemy zarówno kryminał, sensację (zabarwioną politycznie) czy (w przewadze) science fiction. Nie wyróżnię żadnego z nich, ponieważ nie da się tego zrobić bez szkody dla pozostałych. Poziom wszystkich opowiadań jest równy a co najważniejsze – bardzo wysoki. Można wyraźnie wyczuć w nich satyryczne zacięcie Wolskiego. Są one przerysowane, często wyraźnie pisane z przymrużeniem oka a rzeczywista ich treść kryje się nieco głębiej pod słowami. Rozsmakowałem się w tych opowiadaniach.

Dochodzimy powoli do końca, więc jeszcze słów kilka o „Horrorach na późne wieczory”. W tym wypadku mamy do czynienia z krótkimi opowiadankami (maksymalnie kilkustronicowymi), o tematyce równie zróżnicowanej co w „Baśniach dla bezsennych”. Chociaż są zaledwie zalążkiem większej opowieści, nie ustępują w niczym niejednej pełnoprawnej książce. Są błyskotliwe, pomysłowe i często dowcipne. Kręciłem z niedowierzaniem głową kiedy doczytywałem kolejne historyjki do końca.

„Enklawa. Wolski w shortach (2)” to kawał naprawdę solidnej literatury. Opowiadania zaskakują, są przemyślane i pełne podtekstów, zaś „Enklawa” to unikatowe ujęcie „Nowego wspaniałego świata” w ramy zachodnioeuropejskich realiów, widzianych z perspektywy socjalistycznej rzeczywistości. Najlepsze jednak jest to, że można czytać tę książkę jako zwykłą fantastykę i bez doszukiwania się analogii, bawić się równie wspaniale. Jedyne czego mogę sobie i Wam życzyć to by Solaris wydał „Wolskiego w shortach” w nowej poprawionej wersji w jakiejś odjechanej szacie graficznej i najlepiej na kredowym papierze!

Polecam!

Wydawnictwo: Solaris

Ilość stron: 315

Data wydania: 2004

Moja ocena: 8.5/10

„Pustka:Sny” Peter F. Hamilton

Poszukując dobrej literatury science fic­tion, natrafiłem ostat­nio na świeżo wydaną w Pol­sce naj­now­szą powieść Petera Hamil­tona zatytułowaną Pustka: Sny. Jest to pierw­szy tom Trylogii Pustki (ostat­nia część ukazała się jakiś czas temu na Wyspach). Nazwisko autora gwaran­tuje niejako naj­lep­szą jakość, a w nie­których kręgach uznaje się go nawet za wskrzesiciela gatunku space opery. Czy i tym razem wysoka forma Hamil­tona została zachowana?

Jest rok 3580. Ludz­kość wkracza powoli w fazę post­fizyczną. Każdy człowiek za sprawą rejuwenacji (czyli wymianie ciała na nowe) jest prak­tycz­nie nie­śmier­telny. Każda planeta w galak­tyce posiadająca warunki zbliżone do ziem­skich została zasiedlona. Populacja podzielona jest na świat zewnętrzny i wewnętrzny, w którym dodat­kowo działają różne frak­cje polityczne. W tym zamieszaniu jakby z boku egzystują wyznawcy Snu Indigo, czyli ludzie wierzący w Chodzącego po Wodzie o którym to śnią ich prorocy. Wszystko to jed­nak dzieje się na tle tytułowej Pustki – miej­sca stworzonego przez nie­znane siły miliony lat temu, która co jakiś czas roz­szerza się, aby ist­nieć,  pochłaniając jed­nocześnie galak­tykę kawałek po kawałku. W Pustce tej znaj­duje się planeta, jed­nak jedynie raz ludz­kiemu stat­kowi kosmicz­nemu udało się na nią dostać. Od tam­tego czasu ktokol­wiek zbliży się do niej – ginie. Sekta śniących wierzy, że z pomocą Boga uda im się wkroczyć na tę ziemię obiecaną. W całą sytuację wplata się polityka oraz potężna, starożytna rasa kosmitów – Raielów, którzy są prze­ciwni piel­grzymce wier­nych, uważając, że spo­woduje ona nie­kon­trolowany roz­rost Pustki.

Kiedy zaczynałem moją przy­godę z Pustką, nie było łatwo. Począt­kowo czułem się zagubiony. Mnogość wąt­ków i postaci nie ułatwia zorien­towania się w fabule. Dodat­kowo muszę zaznaczyć, że książka ta luźno kon­tynuuje wątki pod­jęte w Gwieź­dzie Pan­doryJudaszu wyzwolonym. Pytam głośno: Dlaczego nikt tego nie zaznaczył na okładce? Dla fanów Hamil­tona jest to zapewne rzecz naturalna. Ja jed­nak uważam, że czytel­nik powinien zostać poin­for­mowany o fak­cie, że chociaż jest to tom I nowej trylogii to nawiązuje do wcześniej­szych pozycji. Mimo to nawet nowi czytel­nicy, którzy z autorem nie mieli wcześniej nic wspól­nego, dadzą radę przez książkę prze­brnąć, ponie­waż wydarzenia opisane są w miarę rzetel­nie – będzie to jed­nak doświad­czenie uboż­sze, które ominie stałych czytelników.

Fabuła zbudowana jest genial­nie! Hamil­ton to mistrz kreacji. Akcja toczy się wielotorowo. Obser­wujemy ją z każ­dej moż­liwej per­spek­tywy za sprawą róż­norakich bohaterów. Ta wielość momen­tami przy­tłacza, jed­nak przy odrobinie samozapar­cia daje z czasem ogromną satys­fak­cję. Poszczególne postacie nie są jedynie marionet­kami. Każ­dej autor poświęcił czas i stworzył ją od pod­staw. Zapadają one dzięki temu w pamięć i zyskują na oryginal­no­ści. Kiedy już poznamy wszyst­kie strony i fabuła zaczyna się zapętlać – Pusta wciąga! Szczegól­nie na końcu!

Jeżeli brał­bym pod uwagę samą fabułę i oceniał jedynie pióro Hamil­tona,  Pustka: Sny uzyskałaby ode mnie nie­mal naj­wyż­szą notę. Jed­nak nie mogę nie wspo­mnieć o pol­skim wydaniu książki, za które odpowiedzialne jest wydaw­nic­two MAG (poprzed­nie książki Hamil­tona wydane zostały przez wydaw­nic­two Zysk i S-ka). Pierw­sze na co trafiamy to okładka i wygląd zewnętrzny. Cena książki to 45, — a okładka jako­ściowo jest po prostu mierna. Już po kilku dniach wygląda nie­ciekawie, a wierz­cie mi, że mam wpojone poszanowanie dla literatury. Sama jakość druku rów­nież nie powala. Zdarzają się plamy jaśniej­szego druku i nie­do­drukowane literki.

Zostawmy jed­nak estetykę i przejdźmy do elemen­tów, które auten­tycz­nie psuły mi radość z czytania. Zacznę od tłumaczenia, które jest miej­scami koślawe. Momen­tami musiałem się zastanawiać, co tłumacz miał na myśli. Na szczę­ście znam dobrze język angiel­ski, co ułatwiało mi orien­tację. Podaję pierw­szy z brzegu przykład:

Zmusiło to Oscara do zastanawiania, czy rzeczywi­ście można wykorzystać gajas­ferę w celach szkodliwych.

Po łapach należy się także korek­cie. Literówki drobne mogę zro­zumieć, ale żeby prze­kręcać imię bohatera (Edeard – Edeart)? Nie wybaczę także błędów, które pod­kreśla każdy edytor tek­stu (wywływała – powinno być wywoływała). Na deser napo­mknę jesz­cze, że fani twier­dzą, iż w pol­skim wydaniu brakuje jed­nego roz­działu. Zgodzę się z tym spo­strzeżeniem, ponie­waż na stronie wydaw­nic­twa wid­nieje infor­macja, że książka powinna mieć 600 stron a mój egzem­plarz posiada ich 545, poza tym po czwar­tym roz­dziale następuje… szósty.

Pod­sumowanie I tomu nowej trylogii Hamil­tona przy­chodzi mi z ogromną trud­no­ścią. Z jed­nej strony świetny kawałek kosmicz­nej literatury przy­godowej, z drugiej naprawdę kiep­skie wydanie. Po MAGu po prostu się tego nie spo­dziewałem. W moich oczach słynie on ze staran­no­ści. Autorowi zaś trudno zarzucić coś kon­kret­nego. Fabuła jest złożona, wielowar­stwowa i nie­banalna, a dodat­kowo cała historia jest bar­dzo zróż­nicowana: począw­szy od wątku czysto fan­tastycz­nego po twarde s-f. Ksiązka prze­znaczona jest zdecydowanie dla osób dorosłych (sporo momen­tów prze­syconych ostrą erotyką). Czy sięgnę po kolejny tom? Co do tego nie ma wąt­pliwo­ści! Pustkę:Sny polecę bez wahania, jed­nak dopiero wtedy, kiedy pojawi się nowe, poprawione wydanie.

Wydawca: MAG

Ilość stron: 545

Data wydania: lipiec 2010

Moja ocena: 6/10

Recenzja opublikowana wcześniej na serwisie bookznami.

Relacja z Targów!

14 Targi Książki w Krakowie już za nami. Dla każdego miłośnika literatury jest to niebywałe święto. Nigdzie nie można tak łatwo zdobyć autografu, porozmawiać z autorami czy kupić książki z super rabatami. Było ciepło i strasznie duszno! Frekwencja dopisała i momentami ciężko było się przecisnąć alejką. Mimo tych niedogodności absolutnie nie żałuję i gdybym miał cofnąć czas pojechałbym jeszcze raz… i to najlepiej na kilka dni!

Żeby zbędnie nie zanudzać pochwalę jeszcze tyko panów ochroniarzy! Tak kulturalnej obstawy nie spotkałem chyba nigdy. Nie zauważyłem najmniejszych objawów zdenerwowania z ich strony, a wierzcie mi że momentami musieli wykazać się świętą cierpliwością. Zbłądzonych zawracali, dzieciaki łapali, wiedzieli gdzie są bankomaty, przystanki, parkingi… Naprawdę wielkie brawa!

No to lecimy:)

Wejście witało na kolejkami, ja na szczęście byłem z samego rana, dzieki czemu jak widać – luzik był:) Pozdrawiamy miłe panie z rejestracji!

 

 

 

Na starcie witało nas wielgachne stoisko Agory.  Ceny nie powalały obniżką, za to furorę wśród panów wzbudzała pani na zdjęciu 😉

 

 

 

 

Jedna z kilku klimatycznych kafejek na Targach.

 

 

 

 

 

 

Widok na jedną z alejek Targowych. Zauważanie pewnie tą dziwnie małą ilość ludzi? Jak wspomniałem – byłem z rana. Najdalej za godzinkę na tym zdjęciu było by jedynie morze głów.

 

 

 

Półka sławy wydawnictwa Media Rodzina. Flagowe ich produkty czyli pan Poter i Narnia – na pierwszym planie. Po lewej na samej górze nówka! Narnia w jednotomowym pięknym wydaniu. Straciłem rachubę, które to już wznowienie. Nie pozdrawiamy pani w długich włosach. Jakoś nie chciała się odsunąć z kadru.

 

 

 

 

 

Stoisko wydawnictwa EGMONT. Ładne prawda? Mnie się podobało:) Na pierwszym planie książeczki dla dzieci, komiksy i inne w ogóle nie interesujące nas rzeczy. Z drugiej – niewidocznej na zdjęciu stronie, wystawione były gry planszowe, logiczne i inne. Wypas stoisko:)

 

 

 

Gandalf reklamował pewną księgarnię internetową. Uwaga konkurs! Pytanie brzmi którą księgarnie reklamował Gandalf? Odpowiedzi proszę wstawiać w komentarzu. Nagrodą będzie własna satysfakcja z wysiłku włożonego w wydedukowanie rozwiązania:)

 

 

 

 

 

Stoisko REBISU kusiło głównie  książkami historycznymi. Trzeba przyznać, że akurat mają ciekawe nowości. Co do tej pani dziewczyny na pierwszym planie, zauważyliście jaki ma zaniepokojony wyraz twarzy?

 

 

 

Fajne i oryginalne stoisko ZNAKu. Największe hity to nowy Hołownia, „Rock mann” pana Manna czy „Stokrotka w śniegu”. upusty mieli zaprawdę zacne, co jednak i tak mnie nie skusiło… w sumie nie wiem dlaczego.

 

 

 

 

 

 

Kolejne nietypowe stoisko z książkowym… minaretem? na środku. Jak widać na pierwszym planie diety, saga Królowie Przeklęci i seria o Mojrze. Reszta to paranormalne romanse, ale tak szczerze – czyta to ktokolwiek? Po lewej chowają się nieskutecznie wyjątkowo sympatyczne panie z wydawnictwa. Pozdrawiamy!

 

 

 

 

 

W.A.B. przebogate stoisko! Czego tam nie było. Mocno promowana Diablica pióra Katarzyna Berenika Miszczuk oraz Steffen Moller.

 

 

 

 

No i dotarliśmy do jednego z najciekawszych stanowisk. Prószyński i S-ka przede wszystkim rządzili na polu upustów. Widoczne 25% to tylko podstawa. Ja zszedłem z pomocą kilku kuponików do 30%:) Cóż tam mieli ciekawego. Nowy Oscar Scott Card, „Listy” Tolkiena i “Śniło ci się” Toma Holta. Serię Nowej fantastyki, Kinga, Nore Roberts…

 

 

Widok ogólny ze stosikiem Olesiejuka na pierwszym planie. W tle widać ciekawą konstrukcję wydawnictwa Sonia Draga, z lewej Wab i ledwo widoczny Prószyński. Wciąż jeszcze uciekam przed główną falą ludzi!

 

 

 

 

Chciałem kupić sobie Pagnola, i w całym tym młynie zapomniałem! Zostało mi na pocieszenie zdjęcie. W tle stoisko Espritu i pani która robi kuku za książkami

 

 

 

 

 

 

 

Przebogate stoisko Wydawnictwa Literackiego. Nie będę wymieniał hitów, ponieważ oni przywieźli same bestsellery! Największy hit? Zapytacie. Cóż… kompletny pakiet Ani z Zielonego Wzgórza… stoi na 1 planie na ladzie.

 

 

 

Grupa Publicat miała sporo ciekawych pozycji. Większość ludzi jednak (zupełnie zasadnie) interesowała się jednak wyłącznie nowym Nesbo i Reksiem!

 

 

 

 

Stoiska Galerii Książki. To tutaj rozgorączkowane fanki i zupełnie spokojni fani twórczości pani Canavan zyskiwali ukojenie. Pozdrawiamy przemiłą panią widoczną na zdjęciu!

 

 

 

 

 

 

Kucharz Mamma Mia na stoisku z grami planszowymi, karcianymi i innymi. Ujął mnie swoim zaangażowaniem w klejenie nalepek:)

 

 

 

 

 

 

 

Stoisko Gandalfa. Widzicie te tłumy na zdjęciu? Największą atrakcją jaką u nich wypatrzyłem była możliwość wygrania czytnika.

 

 

 

 

 

Oto wszystko co Fabryka Słów przywiozła na Targi. Takie wydawnictwo i brak własnego stosika… oceńcie to sami (ich książki wystawiał Olesiejuk).

 

 

 

 

 

 

A tego pana znacie? Wojciech Cejrowski w całej okazałości. Równie zasadniczy co w TV i bardzo dobrze!

 

 

 

 

 

 

 

 

I to tyle! Już się doczekać nie mogę kolejnych Targów!

Pozdrawiam!

Chwalę się:)

Są takie chwile w życiu kiedy człowiek czuje, że to co tworzy jest dostrzegane. Szalenie miłe uczucie:)

Pan Jacek Skowroński – autor niedawno recenzowanej przeze mnie „Muchy”, dostrzegł jakoś (nie wiem jak) moją recenzję i napisał kilka ciepłych słów. Pozwolę sobie przytoczyć tutaj jego komentarz:

Trafiony – zatopiony! Dzięki Pablo za reckę, która sama w sobie jest świetnym kawałkiem prozy :)) Dla autora nie ma niczego cenniejszego od świadomości, że książka jest odbierana dokładnie tak, jak sobie zamarzył 😉 . Już Hemingway twierdził, że to, co łatwo się czyta, cholernie trudno się pisze. Ale czytelnicy nie muszą o tym wiedzieć, a już na pewno nie powinni nudzić się w trakcie lektury. Od zanudzania mamy polityków, doskonale im to wychodzi, więc niech każdy robi to, co potrafi najlepiej! :))))

Cóż… Dziękuję panie Jacku i czekam na kolejne równie dobre książki!

Pozdrawiam i do poczytania ludziska!